czwartek, 30 października 2014

Rozdział 11 - Tak, zostałam zawiadomiona..

Dzisiaj jest sobota, 29 listopada. Siedzę w domu już prawie tydzień, i niestety w poniedziałek muszę już iść do szkoły. Szkoda. Przez ten tydzień sporo myślałam. I nic nie wymyśliłam. W sumie nic się nie działo. Siedziałam w domu, raz tylko przyszła do mnie jakaś dziewczyna spisać zadanie ( skąd ona miała mój adres? ) i powiadomić o wigilii klasowej. Chyba nie przyjdę. W domu zawsze mieliśmy kolację wigilijną, ale nie mam z niej dobrych wspomnień. I zostało mi to do dziś.

Moją poważną wadą są uprzedzenia do różnych tego typu rzeczy. W domu raczej za miło nie było, więc tutaj też trzymam się z daleka. Po prostu tak mam.

- Jestem! - wydarła się Ana z przedpokoju.

- Słyszę. Głucha jeszcze nie jestem.

* * * * *

- Siema - podeszłam do Lysandra.

- O, cześć. Czemu cię nie było?

- Aaa, chorrry byłem - uf. Prawie byłaby wsypa. Przez ten tydzień się odzwyczaiłam. Lys chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek. Udałam się na salę gimnastyczną w dobrym humorze. Zawsze lubiłam W-F. Stanęłam przed damską szatnią. Rozejrzałam się. Lysander poszedł na lekcje, ale po Kastielu można spodziewać się wszystkiego. Stwierdziwszy brak rudej czupryny na horyzoncie otworzyłam drzwi.

- Dobry - przywitał nas Fiona. Tak na prawdę nazywał się Jacek Fion, ale Fiona pasowało mu o wiele bardziej - Dzisiaj będziemy skakać przez kozła - przez klasę przeszedł stłumiony jęk. Jakaś dziewczyna koło mnie zapytała:

- Głupio, nie?

- Czemu? Kozioł jest prosty - ile ja się przez tego kozła w gimnazjum naskakałam! Szkoda gadać. Trener stwierdził wtedy, że kozioł to wprawka do parkouru, który też będziemy robić ( rzeczywiście robiliśmy później parkour ) Ech.

- Kozioł jest straszny! Mieliśmy to w podstawówce, ale dostałam wtedy tróję.

- To najwyższy czas popracować nad kondycją - pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos. Nie wszyscy muszą być tak fantastyczni jak ja. Po W-Fie (dostałam 5) miałam matematykę. W sali było duszno i gorąco, mimo otwartych okien.

Była to ładna sala, utrzymana w odcieniach niebieskiego i granatu. Ściany były do połowy pomalowane jasnoniebieską farbą, a górna połowa ściany była biała. W lewej ścianie były usadowione okna opatrzone w ciemnoniebieskie żaluzje. Na biurku nauczycielki stał wazon z jakimiś niebieskimi kwiatami (nigdy nie znałam się na florystyce).

- Juginora do tablicy - wywabił mnie z zamyślenia głos matematyczki. Spojrzałam na tablicę. Napisany był na niej jakiś wzór. Podeszłam i go rozwiązałam. Nie był zbyt trudny. W gimnazjum najwięcej było co prawda zajęć praktycznych, ale w domu brałam prywatne lekcje od jakiegoś profesora, tak więc nie mam tutaj większych trudności. Następnie miałam jeszcze kilka lekcji, w tym angielski, niemiecki i historię. Dwa pierwsze dało się lubić, bo ojciec zabierał mnie ze sobą na delegacje do różnych krajów, więc znałam trochę języków. Do historii miałam podejście neutralne - nie lubiłam jej, ale też nie nienawidziłam.

Po lekcjach zeszłam do szatni po polar (dziś było wyjątkowo ciepło jak na listopad). Zabierałam się już do wyjścia, gdy przypadkowo poczułam jakiś kawałek papieru w kieszeni. Idąc już, wyjęłam go rozprostowałam. Zmarszczyłam brwi. Nie była to moja kartka. Ktoś musiał mi ją włożyć do kieszeni na przerwie lub jeszcze przed lekcjami, gdy byłam już na górze, a polar zostawiłam na dole. Było na niej napisane starannym pismem:


Jutro o 16:00 w parku przy Rivleya 12

Violetta


sobota, 18 października 2014

Rozdział 10 - Nie, nie żałuję

Lekcje dłużyły mi się dzisiaj niemiłosiernie, a sprawę pogarszał nasilający się ból w krzyżu. Po usłyszeniu dzwonka obwieszczającego koniec piątej lekcji powlokłam się w stronę stołówki. Każdy krok bolał coraz bardziej, w dodatku coraz częściej kaszlałam. W takim tempie zanim tam dotrę, kolejka będzie już wychodziła za pomieszczenie. Po dotarciu na miejsce moje przypuszczenia potwierdziły się. Grzecznie ustawiłam się na końcu kolejki, zadowolona, że wreszcie mogę odetchnąć. Pogrążona tak we własnych rozmyślaniach nie zauważyłam zblizającej się w moją stronę czerwonej czupryny.

- Siema! - krzyknął Kastiel wprost do mojego ucha, "klepiąc" mnie przy tym w plecy. Po moim ciele przeszedł dreszcz, po czym osunęłam się na ziemie. Nie miałąm nawet siły, żeby go ochrzanić, tylko spojrzałam na niego z rządzą mordu w oczach.

- No już, już, panie delikatny, wstawaj, bo zaraz twoja kolej - zaśmiał się przy tym. Zebrałam się w sobie i ostatkiem się udało mi się wstać. Po zjedzeniu obiadu zarzuciłam polecak na ramię ( o zgrozo! ) i oznajmiłam Lysandrowi, który zdążył dojść w międzyczasie

- Wracam do domu - mój głos był słaby i niewyraźny, więc Lys prawdopodobnie mnie nie usłyszał, ja jednak szłam już w stronę szatni. Trudno, nauczyciele będą musieli poradzić sobie beze mnie przez te dwie lekcje.

Ledwo doszłam do domu, i gdy wreszcie mogłam położyć się na łóżku, odetchnęłam głęboko. Połknęłam tabletkę przeciwbólową, którą po drodze zgarnęłam z kuchni. Zaraz potem zasnęłam. Śniło mi się, że biegnę, by kogoś uratować, ale nie wiem kogo. Gdy dotarłam do niego, krzyczał. Znałam ten głos. W moich oczach zebrały się łzy.

Obudziłam się cała zapłakana. Otarłam twarz dłońmi. Kto to mógł być?

Spojrzałam na zegar. Wskazywał godzinę dziewiętnastą trzydzieści osiem. Ogarnęłąm się i zapukałam do pokoju Any. Leżała na łóżku ze słuchawkami w uszach. Na mój widok zdjęła je popatrzyła na mnie wyczekująco.

- Siema. Gdzie byłaś wczoraj w nocy? - rzuciłam prosto z mostu.

- To jakieś przesłuchanie, czy coś? Byłam na mieście, spacerowałam trochę.

- Aha - wyszłam z pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony Ana to moja przyjaciółka, i powinnam jej ufać. Z drugiej, ileż to razy przekonałam się, że nie należy ufać bezwzględnie nikomu. Nawet przyjaciołom.

Kaszlnęłam, a po mym ciele przeszedł dreszcz. Nie było to przyjemne uczucie.

- Ana, poszłabyś do apteki po jakiś lek na przeziębienie?!? - krzyknęłam - Bo nie za dobrze się czuję - dodałąm już ciszej, bo Ana wyszła z pokoju.

- Pff., nie musisz się tak drzeć. Słysze, ale pójdę dopiero jutro po szkole, nie chce mi się wychodzić teraz.

- OK, tak też może być - na ten dzień to był koniec moich dialogów z Aną. Później wróciłyśmy do swoich pokoi i zajęłyśmy się sobą. Około godziny 21 usłyszałam, jak Annie bierze prysznic, chwilę potem poszłam w jej ślady. Gdy już wyszłam z łazienki stwierdziłam, że kąpiel w moim stanie to nie był dobry pomysł. Było mi zimno, a gorączka podwyższyła się do 39,5 stopni celsjusza. Szybko położyłam się spać, uprzednio wyłanczając budzik. Dzisiaj nic mi się nie śniło.

Obudziłam się rano w dużo lepszym nastroju. Sen wyszedł mi na dobre. Kości nie bolały mnie tak bardzo a gorączka nieco spadła.

Dzień spędziłam w domu rozmyślając nad swoim położeniem. Mój ojciec na pewno mnie szuka. Wiem to. Jestem dla niego cenna.

*Retrospekcja*

Weszłm do gabinetu, na którego drzwiach wisiała tabliczka z wygrawerowanym: "Dr. Yugino Milano".

Ściany pomalowane były na beżowo, z wyjątkiem tej, w której znajdowały się drzwi - ta była poamlowana na czarno. Po środku przestrzennego pokoju stało machoniowe biurko, przy którym siedział wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o wyrazistych rysach rysach twarzy. Patrzył srogo na 13-letnią dziewczynkę, która przestąpiłą progi jego gabinetu. Nie bała się. Popatrzyła mężczyźnie w oczy, i żadne z nich nie zamierzało spuścić wzroku. Toczyli niemą wojnę na spojrzenia. Trwali tak kilka minut, które dziewczynce wydawały się godzinami. Mimo wszystko miała przed sobą jednego z ważniejszych dowódców wojskowych kraju.

- Hm. Dobrze. jak ci idzie nauka? - usłyszała jego stanowczy głos.

- Dobrze ojcze. - odpowiedziała mu zgodnie z prawdą. Żeczywiście osiągała dobre wyniki, spowodowane jednak były one bardziej strachem przed ojcem niż własną ambicją.

- Pan Weverdi chwalił cię. Powiedział, że jestes jego najlepszą uczennicą.

- Tak ojcze.

- To dobrze. Pamiętaj, Haruka, że jesteś jedyną dziedziczka spadku rodziny Yugino. Musisz być najlepsza. Pamiętaj o tym.

- Tak ojcze.

- Dobrze. Możesz odejść - dziewczyna kiwnęłą głową i posłusznie udała się do wyjścia.

*Koniec retrospekcji*


__________________________________________________________________________________
                                                                    UWAGA!!!!

Z okazji ponad 2000 wyświetleń ogłaszam 10 dni szczerości! Podczas ich trwania (18.10 - 28.10) w komentarzach będzie można zadać mi pytanie na dowolny temat (prosiłabym jednak nie zadawać pytań o wiek ani pełne imię oraz nazwisko, ponieważ chcę zachować pełną anonimowość). To tyle^^