środa, 10 września 2014

Rozdział 8 - Tak, martwię się

UWAGA Nie ponoszę odpowiedzialności prawnej ani cywilnej za negatywne odczucia po przeczytaniu tego rozdziału, który jest bez sensu, jest całkowitym gniotem i zastanawiam się czy nie skończyć z blogowaniem w ogóle.
_____________________________________________________________________________

Obudziłam się o piątej nad ranem. Nieśpiesznie wstałam z łóżka i powlokłam się do łazienki wziąć zimny prysznic na pobudzenie. Słyszałam, jak w tym czasie Ana wstała i poszła do kuchni. Mam tylko nadzieję, że nie będzie gotować. Wyszłam z kabiny i wytarłam się ręcznikiem do sucha. Wzięłam przygotowane wcześniej ubrania i.... je ubrałam (xD). Przejrzałam się w lustrze. Faktycznie wyglądałam jak chłopak. Westchnęłam. Żegnaj, weekendzie. Witaj, szkoło. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni. Otworzyłam szafkę w poszukiwaniu miski i płatków. Są. Z lodówki wyciągnęłam mleko i zalałam płatki w misce, a Any ani widu, ani słychu. Zajrzałam do jej pokoju. Pusto. W łazience też jej nie ma. Może wcześniej wyszła. Nie, nie możliwe, słyszałabym jak zamyka drzwi. Coś tu jest nie tak. W przedpokoju nie ma jej butów ani bluzy. Widziałam, jak wczoraj ją tam wieszała. Jeszcze raz weszłam do jej pokoju. Może wyszła balkonem. Mieszkamy co prawda na drugim piętrze, ale co to dla niej. Spojrzałam na zegarek. Siódma dwadzieścia. Jęknęłam. Jeśli teraz nie wyjdę, spóźnię się. W sumie to i tak jestem spóźniona, bo ode mnie do szkoły idzie się poł godziny. Szybko ubrałam buty i narzuciłam na siebie bluzę. Zaraz po wyjściu owiał mnie zimny wiatr. Wzdrygnęłam się. Chora będę na sto procent. No nic. Pobiegłam najszybciej jak umiałam i do klasy wpadłam równo z dzwonkiem. Tracę formę. Kiedyś przybiegałam tu co najmniej trzy minuty przed.

Lekcje płynęły swoim normalnym rytmem, lekcja za lekcją. Martwiła mnie jedynie nieobecność Any. Nie dane mi było jednak na spokojnie o tym pomyśleć, bowiem mój spokój zakłócił pewien bardzo (ekem) taktowny osobnik o imieniu Kastiel.

- I jak młody, jesteś gotowy? - zapytał podchodząc do mnie od tyłu.

- Hm? - zadałam niezbyt inteligentne pytanie.

- Wygraną mam już praktycznie w kieszeni. Szesnaście zdjęć. -jego głos był bardzo pewny siebie. Na moją twarz wypełzł kpiący uśmieszek. Dobrze, że stałam do niego tyłem i go nie widział.

- Nie bądź taki pewny wygranej. Zostały ci jeszcze cztery zdjęcia i półtora miesiąca. - racja, jest już połowa listopada.

- Phh.. Co to cztery zdjęcia. Po tym wszystkim każę ci przyjść do szkoły w damskich ciuchach.

- Pedał

- Co!?

- Jajco. Nieważne. Idę do domu. Cześć! - rzuciłam i powolnym krokiem oddaliłam się od Kasa.

Dopiero w domu nie zastawszy Any, znowu zaczęłam się zastanawiać. Porwali ją w drodze do szkoły? Sama uciekła? A może.. nie, przecież szłam tą drogą co zwykle.

Sięgnęłam po komórkę i wybrałam jej numer. Nie odbiera. Opadłam na łóżko. To wszystko mnie przerasta. Zmęczona zamknęłam oczy.

5 komentarzy:

  1. Mega ciekawa historia :D Pięknie piszesz ^.^ I nie wiem czy mogę mieć małą prośbę. A jeśli mogą to "Nie kończ bloga!!!" :3 Jest cudowny i szkoda by było go marnować :D Dużo weny na następne rozdziały życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięks :P Twój komentarz poprawił mi nastrój :)
      Jeśli jest chociaż jedna osoba, której podoba się moja historia, to myślę, że nie ma powodu by kończyć :)

      Usuń
  2. Pisz dalej, kurde nooo ;_; Jak już wiesz, że ktoś czyta to pisz do końca :c Czekam na kolejny rozdział i dużo weny życzę ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń