Weszłam do klasy i wygodnie usadowiłam się w moim miejscu na tyle klasy. W pomieszczeniu było dość ciepło. Zdjęłam bluzę i powiesiłam ją na oparciu krzesła. Zamknęłam oczy i próbowałam choć trochę się jeszcze przespać.
- Hej! - usłyszałam nade mną jakiś mało przyjemny głos.
- Czego? - odpowiedziałam nawet nie otwierając oczu.
- Spadówa, to moje miejsce - bezczelność tego osobnika aż wołała o pomstę do nieba. Otworzyłam oczy. Przy mojej ławce stał jakiś wysoki brunet o intensywnych, zielonych oczach. Coś mi w nim nie pasowało.
- No to masz wała, bo ja tu siedzę - odpowiedziałam. Już wiem. Jest stanowczo za duży jak na pierwszoklasistę. Może nie przeszedł? Chłopak posłał mi spojrzenie typu "gdyby spojrzenie mogło zabijać". Nie przejęłam się tym zbytnio. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale do klasy weszła matematyczka, tak więc zgrzytnął tylko zębami i usiadł na jedynym wolnym miejscu w pierwszej ławce. Uśmiechnęłam się do siebie. A więc mamy w klasie jakiegoś gbura, który myśli, że mu cokolwiek wolno. A to się zdziwi.
Po lekcji od razu dopadł mnie spory tłumek z klasy, a później także z innych, głównie starszych.
- Wiesz, kogo właśnie spławiłaś!?! - pytała jakaś rudowłosa dziewczyna
- No kogo? - zapytałam, ale szczerze mówiąc obchodziło mnie to tyle co zeszłoroczny śnieg.
- Słyszałem o nim od brata, podobno w zeszłym roku był postrachem szkoły - wtrącił jakiś chłopak - większość się go bała, a przynajmniej wolała trzymać się z dala od niego.
- Super - serio mało mnie to obchodzi. Jak dla mnie może mieć nawet jakąś dramatyczną przeszłość.
- W gimnazjum taki nie był, dopiero gdzieś w trzeciej klasie ojciec wysłał go do szkoły wojskowej, później poszedł do liceum, ale nie zdał do drugiej klasy, więc przepisano go tutaj - jeszcze gdzieś z dziesięć osób chciało coś powiedzieć, ale na szczęście zadzwonił dzwonek i towarzystwo musiało iść do klas. Na następnych przerwach starałam się trzymać w najmniej uczęszczanych częściach szkoły, o których istnieniu dotychczas nie miałam pojęcia.
Odetchnęłam z ulgą, gdy lekcje się skończyły i mogłam iść do domu. Ludzie już trochę ochłonęli i miałam względny spokój.
- Cześć - przywitał mnie Lysander - słyszałem o tobie interesujące nowiny
- Nie pytaj, serio. Jestem padnięty.
- W takim razie nie wnikam -za to właśnie lubię Lysa. Nie pyta na siłę i umie się wczuć. Nie to, co pewien osobnik zmierzający w naszą stronę.
- Haruka!
- Tak, wiem, jestem zajebisty, a teraz daj spokój - spławiłam go.
- Pff.. a ja miałem wam ogłosić newsa, ale sobie daruję.
- Ech.. no dajesz, przecież wiem, że nie usiądziesz na tyłku zanim nie powiesz - Kastiel nie wyglądał na szczęśliwego.
- Za tydzień mamy dwa dni wolne, bo przyjeżdża jakaś osobistość.
- Cool. Jakby nam tego nie mieli ogłaszać wcześniej.
- Ale nie wiecie, kto przyjeżdża
- No kto? - zapytałam.
- Nie zdążyłem przeczytać szczegółów, ale było tam nazwisko Frei - gdybym miała picie, pewnie bym się zakrzusiła. Frei. To nazwisko znałąm aż za dobrze.
Od dziś będę komentować nie bij tylko dopiero zaczęłam czytać ale już się dobrze zapowiada :) czekam na więce pozdeawiam i zycze wiary w siebie i w to co robisz bo to jest naprawdę dobra praca
OdpowiedzUsuń