- Masz je? - zapytałam, chociaż znałam odpowiedź.
- Mam - w jego oku dostrzegłam błysk. On sam nawet nie próbował ukryć wrednego uśmiechu. Kątem oka zauważyłam, że na ławce obok siedzi Lysander.
- To pokaż - czerwonowłosy podszedł do mnie z telefonem z otwartą galerią zdjęć. Z drugiej strony stanął Lys i wspólnie zaczęliśmy liczyć zdjęcia.
- Dwadzieścia - po chwili stwierdził białowłosy, a ja przytaknęłam. Kastiel uśmiechnął się kpiąco w moją stronę, nie doczekał się jednak żadnej reakcji.
- Jednego brakuje - stwierdziłam. Kas uniósł brwi do góry - Brakuje ci jednej dziewczyny - wyjaśniłam.
- Naprawdę myślisz, że się tak wykręcisz? Mam dwadzieścia zdjęć, tyle, ile jest dziewczyn - pokręciłam przecząco głową:
- Jedną pominąłeś.
- Niby kogo? - w odpowiedzi zaczęłam grzebać w torbie. Po chwili zwycięsko wyciągnęłam moją legitymację szkolną i podałam mu :
- Czytaj na głos - poleciłam. Czerwonowłosy popatrzył na mnie podejrzliwie, po czym spojrzał na prostokątną kartkę.
- Juginora Haruka, 16 lat, kobieta - tu wytrzeszczył na mnie oczy. Lysander zrobił to samo. Gdyby to była kreskówka, ich dolne szczęki szurałyby właśnie o ziemię. Kas przenosił wzrok to na moją legitymację, to na mnie.
- Czyli... - zaczął - jesteś...
- Dziewczyną? - dokończył Lysander.
- No brawo, skapliście się. To jak będzie z naszym zakładem? -zwróciłam się do Kastiela. Ten tylko popatrzył na mnie pustym wzrokiem - Nie mów, że stchórzyłeś - dodałam kpiącym tonem. Ten jakby się ocknął.
- Zagrałaś nieczysto. Mówiłe..aś o sobie w osobie męskiej! - uniosłam brwi do góry w geście politowania.
- Czyli jednak tchórzysz - stwierdziłam - To ostatni dzień semestru, więc po przerwie masz przyjść w różowych bokserkach. Na wierzchu - dodałam - Jak nie masz, to ci kupię i wyślę kurierem - Kastiel wyglądał na wściekłego. Gdyby nie obecność Lysandra, pewnie by mi przyłożył. A przynajmniej próbowałby.
Obaj oddalili się w stronę bramy. Słyszałam przez chwilę, jak Kas mówi coś podniesionym głosem, później oddalili się tak, że nic nie słyszałam.
Ja zostałam jeszcze chwilę. Musiałam przemyśleć kilka spraw.
Zakończył się pierwszy semestr i nic. Nikt nie próbował mnie znaleźć. Dał sobie spokój? To do niego nie pasuje.
W tym momencie przypomniałam sobie ten SMS od nieznanego numeru. Nie odebrałam, ale to i tak jest niepokojące.
Nie.
To nie był mój ojciec. Wiedziałby, że nie odbiorę połączenia od obcego numeru. A więc to był ktoś inny.
Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i jeszcze raz przeczytałam tego SMS'a. ten styl wyrażania się przypominał mi kogoś, ale nie mogłam sobie przypomnieć kogo.
Zrezygnowana schowałam telefon i udałam się do mieszkania. W środku było przyjemnie ciepło. Dopiero teraz poczułam, że mimo wszystko na zewnątrz jest zima, a ja stałam tam tak z godzinę rozmyślając.
Zrobiłam sobie herbatę i rozłożyłam się wygodnie przed telewizorem. Zdecydowanie potrzebowałam chwili odmóżdżenia się. Włączyłam TV na jakimś filmie akcji z elementami komedii i spędziłam tak jakieś pół godziny. Później mój spokój zakłócił dzwonek telefonu.
Znowu nieznany numer.
Wyłączyłam telewizję i poszłam do swojego pokoju. Przez chwilę się wahałam, ale skoro to nie był mój ojciec, postanowiłam odebrać.
I przeżyłam jeden z największych szoków w moim życiu.
- Halo - po drugiej stronie odezwał się męski głos. Uśmiechnęłam się znałam ten głos. Ufałam mu.
- Halo - odpowiedziałam.
- Haruka? Wreszcie odebrałaś! - po jego głosie poznałam, ze również się uśmiecha, wręcz śmieje się.
- No tak.
- Gdzie mieszkasz? Wpadnę do ciebie.
- Ani mi się waż, siarę mi tylko zrobisz.
- Powiedz, albo sam się dowiem.
- No to sam się dowiedz, ale zejdzie ci do wiosny, zanim ktoś to zrobi, spakujesz się i przyjedziesz - no uwielbiałam się z nim droczyć.
- No wiesz..
- Odpuść, na mnie to nie działa - zaśmiałam się.
- Mhy. A jak sytuacja z... - nastała niezręczna cisza.
- Nic.
- Nic?
- Też myślę, że to podejrzane, ale nie mogę w tym zakresie wiele zrobić.
- Masz rację. Lepiej poczekać, aż wykona pierwszy ruch - nie zgadzałam się z tym do końca, ale nic nie powiedziałam, tylko przytaknęłam - OK, to ja już będę kończyć, zadzwoń kiedyś.
- Spoko. Do zobaczenia - rozłączyłąm się.
- Z kim rozmawiałaś? - w drzwiach stała Ana.
- Marshall - zmarszczył brwi, ale nic nie powiedziała. Wyszła z pokoju, a ja oparłam się o parapet obserwując pierwszy w tym roku śnieg. Opadał delikatnie na całą okolicę przykrywając wszystko cienką warstwą puchu.
- Może te święta nie będą takie złe - pomyślałam.
Następnego dnia cały czas miałam uczucie, że o czymś zapomniałam, stwierdziłąm jednak, że skoro nie mogę sobie przypomnieć, co to, zignoruję to. Dopiero koło południa gdy zauważyłam wracających ze szkoły Kastiela i Lysandra, klepnęłam się w czoło.
Wigilia klasowa.
Chociaż lekcje skończyliśmy już wczoraj, kolację mieliśmy zjeść dzisiaj. No cóż, mówi się trudno. I tak nie zamierzałam iść.
Zajrzałam do pokoju Any. Nie było jej. Wredota jedna. Poszła, a mi nie przypomniała.
Westchnęłam.
Postanowiłam się przewietrzyć. Ubrałam się i wyszłam, uprzednio zamykając mieszkanie. Spacerowałam tak z pół godziny, po czym postanowiłam wrócić, jednak moją uwagę przykuła postać stojąca na krawędzi jakiegoś budynku. Przechylała się niebezpiecznie w przód, to w tył, jakby zaraz miała spaść.
- ANA!! - krzyknęłam.
_____________________________________________________________________
Rozdział nieco wcześniej niż zapowiadałam, ale chciałam przerwać w tym momencie :P
Myślę, że następny ukaże się po świętach, ok. 1 stycznia.
wtorek, 23 grudnia 2014
sobota, 20 grudnia 2014
Rozdział 16 - Tak, mam
Ziewnęłam raz. Potem drugi. Nigdy nie lubiłam przyrody. A dzisiaj na dodatek lało, przez co stworzyła się strasznie senna atmosfera, także z radością przyjęłam informację o końcu lekcji.
- Pamiętajcie, że jutro przychodzicie odświętnie ubrani - upomniała nas nauczycielka, jednak większość uczniów wybiegła już z klasy. Ja również wyszłam i skierowałam swe kroki do domu.
To jutro.
Na samą myśl uśmiechnęłam się. Jutro pokażę mu, że nie jest wcale taki dobry jak myślał.
Jednak po powrocie do domu mój dobry humor prysł niczym bańka mydlana. Za każdym razem powracały wspomnienia z tamtego pamiętnego przedpołudnia. Od tego czasu zamieniłyśmy ze sobą raptem kilka zdawkowych uwag. Oddalałyśmy się od siebie. W takich chwilach najbardziej żałuję, że uciekłam. Najbardziej tęsknię za ludźmi, których zostawiłam.
Z rozmyślań wyrwał mnie ( który to już raz? ) dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Lysander. Cały czas mając w pamięci wczorajszą sytuację postanowiłam nie odbierać. Na szczęście dzwonił tylko dwa razy, później sobie odpuścił.
Zmęczona położyłam się na łóżku. Kołdra pachniała świeżością. Nic dziwnego, w końcu wczoraj robiłam pranie. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w poduszkę. Po chwili całkowicie odpłynęłam.
Kiedy otworzyłam oczy, znajdowałam się w innym pokoju. Ściany pomalowane były na bladożółto, a meble miały kolor ciemnego mahoniu. W ścianie na przeciwko drzwi znajdowało się okno zajmujące prawie całą ścianę. Przy oknie stało łóżko, a przy nim szafka nocna. Z drugiej strony stało biurko z krzesłem obrotowym. Na biurku stało tylko zdjęcie. Przedstawiało ono grupę licealistów trzymających świadectwa ukończenia pierwszego roku nauki w gimnazjum im. Terrenca Fiorda. Uśmiechali się. Były trzy dziewczyny i jeden chłopak. Chciałam wziąć zdjęcie do ręki, jednak spostrzegłam, że nie mam ciała. Byłam tylko niematerialnym obserwatorem.
Nagle do pokoju weszła dziewczyna, i z impetem rzuciła się na łóżko. Leżała tak dłuższą chwilę twarzą do poduszki. Gdy się zbliżyłam, zobaczyłam, jak jej ramiona drżą.
Płakała.
Poczułam dojmujący smutek. Chciałam zapytać co się stało, ale wszelkie próby chociażby powiedzenia czegoś kończyły się niepowodzeniem.
Wtem przeniosłam się do innego pokoju. Tutaj na łóżku leżał chłopak ze zdjęcia, trzymając je na wysokości swoich oczu. Uśmiechał się. Czułam, jakbym była z nim w jakiś sposób związana, jakbyśmy znali się wcześniej.
Nagle sen się skończył. Obudziłam się. Wyłączyłam budzik i ubrałam się.
To dzisiaj.
Zjadłam śniadanie, ubrałam się i wyszłam. Nie czekałam na Aną. Nie ma po co. Pewnie dzisiaj też nie przyjdzie.
Kiedy przeszłam przez bramę, natychmiast podchwyciłam zaniepokojone spojrzenie dwukolorowych oczu. Posłałam w jego stronę obojętne spojrzenie i poszłam na lekcje.
Po ostatniej godzinie udręki, jaką była przyroda ( znowu ) skierowałam się od razu na mniej uczęszczaną część dziedzińca za szkołą. Było dzisiaj nawet ciepło ( jak na grudzień ).
Pod drzewem stał już oparty buntownik. Gdy usłyszał moje kroki odwrócił się z błyskiem w oku. Jego prawy kącik ust powędrował ku górze.
- Masz? - gdy to powiedziałam, poczułam się trochę jak diler. Że też w takiej chwili myślę o takich rzeczach.
- Mam.
_____________________________________________________________________
I jest rozdział 16! Następny ukaże się ( mam nadzieję ) około pierwszego dnia świąt. Na razie to tyle.
- Pamiętajcie, że jutro przychodzicie odświętnie ubrani - upomniała nas nauczycielka, jednak większość uczniów wybiegła już z klasy. Ja również wyszłam i skierowałam swe kroki do domu.
To jutro.
Na samą myśl uśmiechnęłam się. Jutro pokażę mu, że nie jest wcale taki dobry jak myślał.
Jednak po powrocie do domu mój dobry humor prysł niczym bańka mydlana. Za każdym razem powracały wspomnienia z tamtego pamiętnego przedpołudnia. Od tego czasu zamieniłyśmy ze sobą raptem kilka zdawkowych uwag. Oddalałyśmy się od siebie. W takich chwilach najbardziej żałuję, że uciekłam. Najbardziej tęsknię za ludźmi, których zostawiłam.
Z rozmyślań wyrwał mnie ( który to już raz? ) dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Lysander. Cały czas mając w pamięci wczorajszą sytuację postanowiłam nie odbierać. Na szczęście dzwonił tylko dwa razy, później sobie odpuścił.
Zmęczona położyłam się na łóżku. Kołdra pachniała świeżością. Nic dziwnego, w końcu wczoraj robiłam pranie. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w poduszkę. Po chwili całkowicie odpłynęłam.
Kiedy otworzyłam oczy, znajdowałam się w innym pokoju. Ściany pomalowane były na bladożółto, a meble miały kolor ciemnego mahoniu. W ścianie na przeciwko drzwi znajdowało się okno zajmujące prawie całą ścianę. Przy oknie stało łóżko, a przy nim szafka nocna. Z drugiej strony stało biurko z krzesłem obrotowym. Na biurku stało tylko zdjęcie. Przedstawiało ono grupę licealistów trzymających świadectwa ukończenia pierwszego roku nauki w gimnazjum im. Terrenca Fiorda. Uśmiechali się. Były trzy dziewczyny i jeden chłopak. Chciałam wziąć zdjęcie do ręki, jednak spostrzegłam, że nie mam ciała. Byłam tylko niematerialnym obserwatorem.
Nagle do pokoju weszła dziewczyna, i z impetem rzuciła się na łóżko. Leżała tak dłuższą chwilę twarzą do poduszki. Gdy się zbliżyłam, zobaczyłam, jak jej ramiona drżą.
Płakała.
Poczułam dojmujący smutek. Chciałam zapytać co się stało, ale wszelkie próby chociażby powiedzenia czegoś kończyły się niepowodzeniem.
Wtem przeniosłam się do innego pokoju. Tutaj na łóżku leżał chłopak ze zdjęcia, trzymając je na wysokości swoich oczu. Uśmiechał się. Czułam, jakbym była z nim w jakiś sposób związana, jakbyśmy znali się wcześniej.
Nagle sen się skończył. Obudziłam się. Wyłączyłam budzik i ubrałam się.
To dzisiaj.
Zjadłam śniadanie, ubrałam się i wyszłam. Nie czekałam na Aną. Nie ma po co. Pewnie dzisiaj też nie przyjdzie.
Kiedy przeszłam przez bramę, natychmiast podchwyciłam zaniepokojone spojrzenie dwukolorowych oczu. Posłałam w jego stronę obojętne spojrzenie i poszłam na lekcje.
Po ostatniej godzinie udręki, jaką była przyroda ( znowu ) skierowałam się od razu na mniej uczęszczaną część dziedzińca za szkołą. Było dzisiaj nawet ciepło ( jak na grudzień ).
Pod drzewem stał już oparty buntownik. Gdy usłyszał moje kroki odwrócił się z błyskiem w oku. Jego prawy kącik ust powędrował ku górze.
- Masz? - gdy to powiedziałam, poczułam się trochę jak diler. Że też w takiej chwili myślę o takich rzeczach.
- Mam.
_____________________________________________________________________
I jest rozdział 16! Następny ukaże się ( mam nadzieję ) około pierwszego dnia świąt. Na razie to tyle.
niedziela, 14 grudnia 2014
Rozdział 15 - Tak, jestem wściekła.
- Może wytniemy bombki z kartonu? - zaproponowała jakaś dziewczyna - Ale nie takie zwyczajne, tylko takie duże. Powiesimy je na korytarzu.
- Tak, to całkiem dobry pomysł - zgodziła się przewodnicząca klasy. Nazywa się chyba Melania - Iris, zajmiesz się tym? - rudowłosa przytaknęła. Rozejrzałam się po klasie. W sali oznaczonej numerem 204 odbywało się właśnie zebranie klasy 1c w sprawie jasełek. Zastanawiam się, co za idiota wpadł na pomysł robienia jasełek w liceum. To nie może się udać. Ostatecznie przypadło mi dekorowanie trzymetrowej choinki. Mogło być gorzej.
Wyszło, że 19 grudnia mamy mieć wigilię klasową, a przy okazji apel świąteczny. Obecność obowiązkowa.
Dzisiaj jest 13. Do przerwy zostało sześć dni.
- Hej, Haru! - przed moim nosem macha czyjaś ręka. Popatrzyłam w prawo. Koło mnie stała Iris - Kiedy zamierzasz ubrać choinkę? - zapytała.
- Nie wiem. Może dzisiaj - na śmierć o tym zapomniałam.
- W takim razie pomogę ci - zaoferowała z uśmiechem.
- Dzięki - to mówiąc skierowałam swe kroki na angielski.
Po lekcjach Iris już czekała na mnie przed składzikiem. W ręku trzymała klucz.
- O, wreszcie jesteś - uśmiechnęła się. Kiwnęłam głową. Wzięłam od niej klucz i otworzyłam małe, ciemne pomieszczenie. W rogu pół leżała dość spora choina, a obok w pudłach znajdowały się najróżniejszej maści ozdoby choinkowe.
- Trochę dużo tego - stwierdziłam - To co? Najpierw bierzemy choinkę, czy ozdoby?
- Choinkę - odpowiedziała rudowłosa klękając, aby wygodniej chwycić sztuczne drzewo. Ja również podeszłam i chwyciłam za drugi koniec. Dźwignęłyśmy choinkę i zaniosłyśmy ją do głównego holu przy wejściu do szkoły. Następnie przyniosłyśmy bombki, łańcuchy, lampki, aniołki i co się jeszcze dało, wszystko zostało powieszone na choince. Zmęczone, ale zadowolone oglądałyśmy efekt naszej pracy. Choinka prezentowała się całkiem zacnie.
Następnego dnia normalnie przyszłam do szkoły. Przed moją klasą stał nie kto inny, jak Lysander.
- Hej, mogę cię porwać na chwilę - w odpowiedzi kiwnęłam głową. Białowłosy zaciągnął mnie w pobliże szatni, na parter.
- Tak, więc..? - zapytałam.
- Słuchaj, ja naprawdę nie chcę się wtrącać do waszego zakładu, a wiesz zapewne, że Kastiel ma już wszystkie zdjęcia.
- Dwadzieścia?
- Dwadzieścia. W każdym bądź razie, znam go długo, i wiem, że może wymyślić coś naprawdę...
- Słowem, namawiasz mnie, żebym zrezygnował!?!
- Eh.. Tak. Wiem, że to może być..
- A gówno wiesz, więc proszę cię, pozostań biernym obserwatorem, tak, jak to robiłeś do tej por, ok? - to mówiąc, oddaliłam się, zostawiając Lysandra samego. No zdenerwował mnie typek. On naprawdę uważa, że jestem tak głupia, że bez namysłu ani żadnej strategii wyskoczyłam, ot tak z wyzwaniem?!?
Ostatecznie było już po dzwonku, więc przeprosiłam za spóźnienie i zajęłam swoje miejsce w ławce.
- Tak, to całkiem dobry pomysł - zgodziła się przewodnicząca klasy. Nazywa się chyba Melania - Iris, zajmiesz się tym? - rudowłosa przytaknęła. Rozejrzałam się po klasie. W sali oznaczonej numerem 204 odbywało się właśnie zebranie klasy 1c w sprawie jasełek. Zastanawiam się, co za idiota wpadł na pomysł robienia jasełek w liceum. To nie może się udać. Ostatecznie przypadło mi dekorowanie trzymetrowej choinki. Mogło być gorzej.
Wyszło, że 19 grudnia mamy mieć wigilię klasową, a przy okazji apel świąteczny. Obecność obowiązkowa.
Dzisiaj jest 13. Do przerwy zostało sześć dni.
- Hej, Haru! - przed moim nosem macha czyjaś ręka. Popatrzyłam w prawo. Koło mnie stała Iris - Kiedy zamierzasz ubrać choinkę? - zapytała.
- Nie wiem. Może dzisiaj - na śmierć o tym zapomniałam.
- W takim razie pomogę ci - zaoferowała z uśmiechem.
- Dzięki - to mówiąc skierowałam swe kroki na angielski.
Po lekcjach Iris już czekała na mnie przed składzikiem. W ręku trzymała klucz.
- O, wreszcie jesteś - uśmiechnęła się. Kiwnęłam głową. Wzięłam od niej klucz i otworzyłam małe, ciemne pomieszczenie. W rogu pół leżała dość spora choina, a obok w pudłach znajdowały się najróżniejszej maści ozdoby choinkowe.
- Trochę dużo tego - stwierdziłam - To co? Najpierw bierzemy choinkę, czy ozdoby?
- Choinkę - odpowiedziała rudowłosa klękając, aby wygodniej chwycić sztuczne drzewo. Ja również podeszłam i chwyciłam za drugi koniec. Dźwignęłyśmy choinkę i zaniosłyśmy ją do głównego holu przy wejściu do szkoły. Następnie przyniosłyśmy bombki, łańcuchy, lampki, aniołki i co się jeszcze dało, wszystko zostało powieszone na choince. Zmęczone, ale zadowolone oglądałyśmy efekt naszej pracy. Choinka prezentowała się całkiem zacnie.
Następnego dnia normalnie przyszłam do szkoły. Przed moją klasą stał nie kto inny, jak Lysander.
- Hej, mogę cię porwać na chwilę - w odpowiedzi kiwnęłam głową. Białowłosy zaciągnął mnie w pobliże szatni, na parter.
- Tak, więc..? - zapytałam.
- Słuchaj, ja naprawdę nie chcę się wtrącać do waszego zakładu, a wiesz zapewne, że Kastiel ma już wszystkie zdjęcia.
- Dwadzieścia?
- Dwadzieścia. W każdym bądź razie, znam go długo, i wiem, że może wymyślić coś naprawdę...
- Słowem, namawiasz mnie, żebym zrezygnował!?!
- Eh.. Tak. Wiem, że to może być..
- A gówno wiesz, więc proszę cię, pozostań biernym obserwatorem, tak, jak to robiłeś do tej por, ok? - to mówiąc, oddaliłam się, zostawiając Lysandra samego. No zdenerwował mnie typek. On naprawdę uważa, że jestem tak głupia, że bez namysłu ani żadnej strategii wyskoczyłam, ot tak z wyzwaniem?!?
Ostatecznie było już po dzwonku, więc przeprosiłam za spóźnienie i zajęłam swoje miejsce w ławce.
niedziela, 7 grudnia 2014
Rozdział 14 - Tak, mam plan.
Minął tydzień. Nikt nie przyjechał. A ja mam coraz większą ochotę zabić Kastiela.
- Tak więc, nasza klasa jest odpowiedzialna za wystrój szkoły. Jutro po lekcjach odbędzie się obowiązkowe spotkanie w tej sprawie. na dzisiaj to tyle - nasza wychowawczyni ostatecznie pozwoliła naszym uszom odpocząć. Po lekcji starym zwyczajem udałam się na klatkę schodową w północnej części szkoły. Tak jak się spodziewałam, na schodach siedział białowłosy i szybko coś pisał w zeszycie.
- Wena cię naszła? - zapytałam.
- Nie, zapomniałem zadania z matmy.
- Aha - przysiadłam na schodku wyżej i w milczeniu obserwowałam, jak Lysander wykonuje równania. Po kilku minutach przyszedł też buntownik.
- Siema ludzie.
- Siema ludziu - odparł Lys nawet nie przerywając liczenia.
- Co mu jest? - tym razem zwrócił się do mnie.
- Zapomniał zadania.
- Zdarza się.
- Mówisz, jakbyś co najmniej raz je zrobił - w odpowiedzi otrzymałam piękny (ironia..) wyszczerz. W tym czasie różnooki skończył pisać i chował zeszyt do plecaka.
- A tak w ogóle, słyszeliście newsa? - ja ci kurde newsa. Tydzień temu takiego zapodałeś, że odechciało mi się wstawać z łóżka.
- Tak? - kulturalnie zapytał Lysander.
- Mam już dwadzieścia zdjęć - w myślach pogratulowałam mu debilstwa (debilności?).
- Nie bądź taki pewny. Ten się śmieje, kto się śmieje ostani - posłałam mu kpiący uśmiech i oddaliłam się na lekcję. Przez resztę dnia miałam względny spokój, rozszalała na punkcie Kevina, Kentina, czy jak mu tam było nieco się uspokoiła, chociaż nadal na przerwach podchodziły do mnie kilkuosobowe grupki. Raz nawet zrobili ze mną artykuł w gazetce szkolnej, chociaż i tak cała szkoła wiedziała o zajściu wcześniej.
Po lekcjach jednak nie miałam najmniejszej ochoty wracać do domu. Cały czas wracałam myślami do wczorajszego zajścia z Aną. Coś było nie tak. A ona nie chciała mi o tym powiedzieć. Muszę przyznać, ż eto bolało. Od gimnazjum byłyśmy wręcz nierozłączne. Wiedziałyśmy o sobie wszystko, wszystkim się dzieliłyśmy. Ona jako jedna z nielicznych wiedziała o mojej sytuacji w domu, i ona też pierwsza zaproponowałą ucieczkę. Na początku był to tylko luźny pomysł, później jednak nabierał coraz większego sensu.
Plan był jasny. Wszystko miałam już spakowane do plecaka. Kilka ubrań, legitymacja szkolna, pieniądze i inne potrzebne rzeczy, w tym pistolet i naboje. Wieczorem miałam wymknąć się z pokoju, korzystając z tego, że na dole odbywała się dyskoteka.
Wzięłam bagaż i zeszłam po schodach. Na dole, zgodnie z moimi przypuszczeniami nikogo nie było. Uchyliłam drzwi. Na dworze nie było zbyt ciepło jak na tę porę roku. Wiał zimny wiatr, toteż ciaśniej otuliłam się polarem. Pobiegłam na druga stronę dziedzińca, w miejsce, gdzie w murze była niewielka szczelina. Włożyłam do niej nogę i podciągnęłam się. Rękami ledwie dotykałam końca muru. Zebrałam się w sobie i podciągnęłam się na dłoniach. Łokciami opierałam się już płaskiej nawierzchni. Minutę później stałam już po drugiej stronie.
Wolność.
Otrzepałam się i ruszyłam przed siebie. Znajdowałam się na tyle budynku, jakiś kilometr od drogi. Stamtąd zamierzałam wziąść taksówkę lub w najgorszym razie autostop do innego miasta. Nie do najdalszego, bo to byłoby przewidywalne.
Ruszyłam przed siebie wąską dróżką, w poszukiwaniu wolności.
- Tak więc, nasza klasa jest odpowiedzialna za wystrój szkoły. Jutro po lekcjach odbędzie się obowiązkowe spotkanie w tej sprawie. na dzisiaj to tyle - nasza wychowawczyni ostatecznie pozwoliła naszym uszom odpocząć. Po lekcji starym zwyczajem udałam się na klatkę schodową w północnej części szkoły. Tak jak się spodziewałam, na schodach siedział białowłosy i szybko coś pisał w zeszycie.
- Wena cię naszła? - zapytałam.
- Nie, zapomniałem zadania z matmy.
- Aha - przysiadłam na schodku wyżej i w milczeniu obserwowałam, jak Lysander wykonuje równania. Po kilku minutach przyszedł też buntownik.
- Siema ludzie.
- Siema ludziu - odparł Lys nawet nie przerywając liczenia.
- Co mu jest? - tym razem zwrócił się do mnie.
- Zapomniał zadania.
- Zdarza się.
- Mówisz, jakbyś co najmniej raz je zrobił - w odpowiedzi otrzymałam piękny (ironia..) wyszczerz. W tym czasie różnooki skończył pisać i chował zeszyt do plecaka.
- A tak w ogóle, słyszeliście newsa? - ja ci kurde newsa. Tydzień temu takiego zapodałeś, że odechciało mi się wstawać z łóżka.
- Tak? - kulturalnie zapytał Lysander.
- Mam już dwadzieścia zdjęć - w myślach pogratulowałam mu debilstwa (debilności?).
- Nie bądź taki pewny. Ten się śmieje, kto się śmieje ostani - posłałam mu kpiący uśmiech i oddaliłam się na lekcję. Przez resztę dnia miałam względny spokój, rozszalała na punkcie Kevina, Kentina, czy jak mu tam było nieco się uspokoiła, chociaż nadal na przerwach podchodziły do mnie kilkuosobowe grupki. Raz nawet zrobili ze mną artykuł w gazetce szkolnej, chociaż i tak cała szkoła wiedziała o zajściu wcześniej.
Po lekcjach jednak nie miałam najmniejszej ochoty wracać do domu. Cały czas wracałam myślami do wczorajszego zajścia z Aną. Coś było nie tak. A ona nie chciała mi o tym powiedzieć. Muszę przyznać, ż eto bolało. Od gimnazjum byłyśmy wręcz nierozłączne. Wiedziałyśmy o sobie wszystko, wszystkim się dzieliłyśmy. Ona jako jedna z nielicznych wiedziała o mojej sytuacji w domu, i ona też pierwsza zaproponowałą ucieczkę. Na początku był to tylko luźny pomysł, później jednak nabierał coraz większego sensu.
*Retrospekcja*
Plan był jasny. Wszystko miałam już spakowane do plecaka. Kilka ubrań, legitymacja szkolna, pieniądze i inne potrzebne rzeczy, w tym pistolet i naboje. Wieczorem miałam wymknąć się z pokoju, korzystając z tego, że na dole odbywała się dyskoteka.
Wzięłam bagaż i zeszłam po schodach. Na dole, zgodnie z moimi przypuszczeniami nikogo nie było. Uchyliłam drzwi. Na dworze nie było zbyt ciepło jak na tę porę roku. Wiał zimny wiatr, toteż ciaśniej otuliłam się polarem. Pobiegłam na druga stronę dziedzińca, w miejsce, gdzie w murze była niewielka szczelina. Włożyłam do niej nogę i podciągnęłam się. Rękami ledwie dotykałam końca muru. Zebrałam się w sobie i podciągnęłam się na dłoniach. Łokciami opierałam się już płaskiej nawierzchni. Minutę później stałam już po drugiej stronie.
Wolność.
Otrzepałam się i ruszyłam przed siebie. Znajdowałam się na tyle budynku, jakiś kilometr od drogi. Stamtąd zamierzałam wziąść taksówkę lub w najgorszym razie autostop do innego miasta. Nie do najdalszego, bo to byłoby przewidywalne.
Ruszyłam przed siebie wąską dróżką, w poszukiwaniu wolności.
*Koniec retrospekcji*
niedziela, 30 listopada 2014
Rozdział 13
Rano obudziłam się w niewesołym nastroju.
Frei.
To nie może być przypadek.
Szybko się ogarnęłam i zapukałam do pokoju Any. Gdy nie usłyszałam odpowiedzi weszłam do środka.
- Ana, musimy porozmawiać - zwróciłam się do dziewczyny, która leżała na łóżku twarzą do poduszki. Nie odpowiedziała. Potrząsnęłam ją za ramię. Nic. Zaczęłam się niepokoić.
- Idź stąd - doszedł stumiony przez poduszkę głos. Zatkało mnie. Stałam chwilę patrząc tępo w ścianę, a potem odwróciłam się i wyszłam. Teraz to serio się niepokoję.
Swoje kroki skierowałam prosto do wyjścia. Mały spacer dobrze mi zrobi. Ubrałam kurtkę i buty, po czym wyszłam. Zaraz owionęło mnie zimne listopadowe powietrze.
Otworzyłem drzwi do mojego pokoju. Na szafce koło okna stało nasze wspólne zdjęcie, jeszcze z czasów gimnazjum. Byliśmy tam całą paczką. Aż chce się powiedzieć: stare, dobre czasy. Ale dla mnie nie jest to zamknięty rozdział. Dla niej też, czy tego chce, czy nie.
Strasznie boli mnie głowa, a ciało i umysł są ociężałe. Dla czego tak się czuję?
Ech. Nie ma co się oszukiwać. Dobrze znam odpowiedź, tylko nie chcę się przed sobą przyznać.
Zadarłam po prostu z tym, z czym nie powinnam.
Do mojej świadomości wdarł się jakiś uporczywy głos. Nie mówił nic, tylko wydawał jakiś dźwięk. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to sygnał komórki. Próbowałam chociaż podnieść oczy, ale gdy tylko uchyliłam powieki, oślepiło mnie jasne światło, więc zaraz je zamknęłam.
Znowu ten dźwięk. Resztką silnej woli udało m się podnieść rękę i odrzucić połączenie.
Wreszcie święty spokój.
___________________________________________________________________________________
Krótko, ale nie umiałam wymyślić nic sensownego do dopowiedzenia (dopisania?).
Tyle.
Frei.
To nie może być przypadek.
Szybko się ogarnęłam i zapukałam do pokoju Any. Gdy nie usłyszałam odpowiedzi weszłam do środka.
- Ana, musimy porozmawiać - zwróciłam się do dziewczyny, która leżała na łóżku twarzą do poduszki. Nie odpowiedziała. Potrząsnęłam ją za ramię. Nic. Zaczęłam się niepokoić.
- Idź stąd - doszedł stumiony przez poduszkę głos. Zatkało mnie. Stałam chwilę patrząc tępo w ścianę, a potem odwróciłam się i wyszłam. Teraz to serio się niepokoję.
Swoje kroki skierowałam prosto do wyjścia. Mały spacer dobrze mi zrobi. Ubrałam kurtkę i buty, po czym wyszłam. Zaraz owionęło mnie zimne listopadowe powietrze.
~???~(z trochę innej perspektywy)
Jeszcze raz wybrałem jej numer, znowu bez skutku. Westchnąłem. Jeszcze ani razu nie odebrała, mimo iż dzwonię od kilku dni. Mam nadzieję, że mają się dobrze.Otworzyłem drzwi do mojego pokoju. Na szafce koło okna stało nasze wspólne zdjęcie, jeszcze z czasów gimnazjum. Byliśmy tam całą paczką. Aż chce się powiedzieć: stare, dobre czasy. Ale dla mnie nie jest to zamknięty rozdział. Dla niej też, czy tego chce, czy nie.
~Ana~
Nie wiem, która jest godzina. Jaki jest dzisiaj dzień tygodnia? Powinnam iśc do szkoły? Strasznie boli mnie głowa, a ciało i umysł są ociężałe. Dla czego tak się czuję?
Ech. Nie ma co się oszukiwać. Dobrze znam odpowiedź, tylko nie chcę się przed sobą przyznać.
Zadarłam po prostu z tym, z czym nie powinnam.
Do mojej świadomości wdarł się jakiś uporczywy głos. Nie mówił nic, tylko wydawał jakiś dźwięk. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to sygnał komórki. Próbowałam chociaż podnieść oczy, ale gdy tylko uchyliłam powieki, oślepiło mnie jasne światło, więc zaraz je zamknęłam.
Znowu ten dźwięk. Resztką silnej woli udało m się podnieść rękę i odrzucić połączenie.
Wreszcie święty spokój.
___________________________________________________________________________________
Krótko, ale nie umiałam wymyślić nic sensownego do dopowiedzenia (dopisania?).
Tyle.
sobota, 22 listopada 2014
Zawieszenie?
Więc może przejdę od razu do rzeczy. Pod ostatnimi rozdziałami od prawie tygodnia nie pojawił się żaden komentarz. W tym miejscu pozwolę sobie zacytować pewną blogerkę, ponieważ bardzo trafnie to ujęła:
"Powiem od razu w czym rzecz: zastanawiam się, czy powinnam zawiesić bloga. Dlaczego? Pod ostatnim rozdziałem nie ma żadnego komentarza, aktywność tj. liczba odwiedzin na blogu również znacząco spadła... Wpadło mi do głowy: skoro prawie nikt tego nie czyta, to po co mam się trudzić i poświęcać czas na dodawanie nowych rozdziałów? Jak już pisałam wcześniej, ja znam zakończenie i wcale nie muszę go publikować, zaś napisanie dwu, trzy zdaniowej opinii na temat mojego opowiadania nie jest jakimś niesamowitym wyczynem wymagającym nie wiadomo jak wielu pokładów energii. Nie mówię, że to zrobię, ale jak tak dalej pójdzie zawieszenie bloga będzie nie uniknione."
"Powiem od razu w czym rzecz: zastanawiam się, czy powinnam zawiesić bloga. Dlaczego? Pod ostatnim rozdziałem nie ma żadnego komentarza, aktywność tj. liczba odwiedzin na blogu również znacząco spadła... Wpadło mi do głowy: skoro prawie nikt tego nie czyta, to po co mam się trudzić i poświęcać czas na dodawanie nowych rozdziałów? Jak już pisałam wcześniej, ja znam zakończenie i wcale nie muszę go publikować, zaś napisanie dwu, trzy zdaniowej opinii na temat mojego opowiadania nie jest jakimś niesamowitym wyczynem wymagającym nie wiadomo jak wielu pokładów energii. Nie mówię, że to zrobię, ale jak tak dalej pójdzie zawieszenie bloga będzie nie uniknione."
niedziela, 16 listopada 2014
Rozdział 12 - Tak, jestem zajebista..
Weszłam do klasy i wygodnie usadowiłam się w moim miejscu na tyle klasy. W pomieszczeniu było dość ciepło. Zdjęłam bluzę i powiesiłam ją na oparciu krzesła. Zamknęłam oczy i próbowałam choć trochę się jeszcze przespać.
- Hej! - usłyszałam nade mną jakiś mało przyjemny głos.
- Czego? - odpowiedziałam nawet nie otwierając oczu.
- Spadówa, to moje miejsce - bezczelność tego osobnika aż wołała o pomstę do nieba. Otworzyłam oczy. Przy mojej ławce stał jakiś wysoki brunet o intensywnych, zielonych oczach. Coś mi w nim nie pasowało.
- No to masz wała, bo ja tu siedzę - odpowiedziałam. Już wiem. Jest stanowczo za duży jak na pierwszoklasistę. Może nie przeszedł? Chłopak posłał mi spojrzenie typu "gdyby spojrzenie mogło zabijać". Nie przejęłam się tym zbytnio. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale do klasy weszła matematyczka, tak więc zgrzytnął tylko zębami i usiadł na jedynym wolnym miejscu w pierwszej ławce. Uśmiechnęłam się do siebie. A więc mamy w klasie jakiegoś gbura, który myśli, że mu cokolwiek wolno. A to się zdziwi.
Po lekcji od razu dopadł mnie spory tłumek z klasy, a później także z innych, głównie starszych.
- Wiesz, kogo właśnie spławiłaś!?! - pytała jakaś rudowłosa dziewczyna
- No kogo? - zapytałam, ale szczerze mówiąc obchodziło mnie to tyle co zeszłoroczny śnieg.
- Słyszałem o nim od brata, podobno w zeszłym roku był postrachem szkoły - wtrącił jakiś chłopak - większość się go bała, a przynajmniej wolała trzymać się z dala od niego.
- Super - serio mało mnie to obchodzi. Jak dla mnie może mieć nawet jakąś dramatyczną przeszłość.
- W gimnazjum taki nie był, dopiero gdzieś w trzeciej klasie ojciec wysłał go do szkoły wojskowej, później poszedł do liceum, ale nie zdał do drugiej klasy, więc przepisano go tutaj - jeszcze gdzieś z dziesięć osób chciało coś powiedzieć, ale na szczęście zadzwonił dzwonek i towarzystwo musiało iść do klas. Na następnych przerwach starałam się trzymać w najmniej uczęszczanych częściach szkoły, o których istnieniu dotychczas nie miałam pojęcia.
Odetchnęłam z ulgą, gdy lekcje się skończyły i mogłam iść do domu. Ludzie już trochę ochłonęli i miałam względny spokój.
- Cześć - przywitał mnie Lysander - słyszałem o tobie interesujące nowiny
- Nie pytaj, serio. Jestem padnięty.
- W takim razie nie wnikam -za to właśnie lubię Lysa. Nie pyta na siłę i umie się wczuć. Nie to, co pewien osobnik zmierzający w naszą stronę.
- Haruka!
- Tak, wiem, jestem zajebisty, a teraz daj spokój - spławiłam go.
- Pff.. a ja miałem wam ogłosić newsa, ale sobie daruję.
- Ech.. no dajesz, przecież wiem, że nie usiądziesz na tyłku zanim nie powiesz - Kastiel nie wyglądał na szczęśliwego.
- Za tydzień mamy dwa dni wolne, bo przyjeżdża jakaś osobistość.
- Cool. Jakby nam tego nie mieli ogłaszać wcześniej.
- Ale nie wiecie, kto przyjeżdża
- No kto? - zapytałam.
- Nie zdążyłem przeczytać szczegółów, ale było tam nazwisko Frei - gdybym miała picie, pewnie bym się zakrzusiła. Frei. To nazwisko znałąm aż za dobrze.
- Hej! - usłyszałam nade mną jakiś mało przyjemny głos.
- Czego? - odpowiedziałam nawet nie otwierając oczu.
- Spadówa, to moje miejsce - bezczelność tego osobnika aż wołała o pomstę do nieba. Otworzyłam oczy. Przy mojej ławce stał jakiś wysoki brunet o intensywnych, zielonych oczach. Coś mi w nim nie pasowało.
- No to masz wała, bo ja tu siedzę - odpowiedziałam. Już wiem. Jest stanowczo za duży jak na pierwszoklasistę. Może nie przeszedł? Chłopak posłał mi spojrzenie typu "gdyby spojrzenie mogło zabijać". Nie przejęłam się tym zbytnio. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale do klasy weszła matematyczka, tak więc zgrzytnął tylko zębami i usiadł na jedynym wolnym miejscu w pierwszej ławce. Uśmiechnęłam się do siebie. A więc mamy w klasie jakiegoś gbura, który myśli, że mu cokolwiek wolno. A to się zdziwi.
Po lekcji od razu dopadł mnie spory tłumek z klasy, a później także z innych, głównie starszych.
- Wiesz, kogo właśnie spławiłaś!?! - pytała jakaś rudowłosa dziewczyna
- No kogo? - zapytałam, ale szczerze mówiąc obchodziło mnie to tyle co zeszłoroczny śnieg.
- Słyszałem o nim od brata, podobno w zeszłym roku był postrachem szkoły - wtrącił jakiś chłopak - większość się go bała, a przynajmniej wolała trzymać się z dala od niego.
- Super - serio mało mnie to obchodzi. Jak dla mnie może mieć nawet jakąś dramatyczną przeszłość.
- W gimnazjum taki nie był, dopiero gdzieś w trzeciej klasie ojciec wysłał go do szkoły wojskowej, później poszedł do liceum, ale nie zdał do drugiej klasy, więc przepisano go tutaj - jeszcze gdzieś z dziesięć osób chciało coś powiedzieć, ale na szczęście zadzwonił dzwonek i towarzystwo musiało iść do klas. Na następnych przerwach starałam się trzymać w najmniej uczęszczanych częściach szkoły, o których istnieniu dotychczas nie miałam pojęcia.
Odetchnęłam z ulgą, gdy lekcje się skończyły i mogłam iść do domu. Ludzie już trochę ochłonęli i miałam względny spokój.
- Cześć - przywitał mnie Lysander - słyszałem o tobie interesujące nowiny
- Nie pytaj, serio. Jestem padnięty.
- W takim razie nie wnikam -za to właśnie lubię Lysa. Nie pyta na siłę i umie się wczuć. Nie to, co pewien osobnik zmierzający w naszą stronę.
- Haruka!
- Tak, wiem, jestem zajebisty, a teraz daj spokój - spławiłam go.
- Pff.. a ja miałem wam ogłosić newsa, ale sobie daruję.
- Ech.. no dajesz, przecież wiem, że nie usiądziesz na tyłku zanim nie powiesz - Kastiel nie wyglądał na szczęśliwego.
- Za tydzień mamy dwa dni wolne, bo przyjeżdża jakaś osobistość.
- Cool. Jakby nam tego nie mieli ogłaszać wcześniej.
- Ale nie wiecie, kto przyjeżdża
- No kto? - zapytałam.
- Nie zdążyłem przeczytać szczegółów, ale było tam nazwisko Frei - gdybym miała picie, pewnie bym się zakrzusiła. Frei. To nazwisko znałąm aż za dobrze.
sobota, 15 listopada 2014
Rozdział 11,5 - Tak, jestem ostrożna..
Zamrugałam. Myśli przez moją głowę z szybkością karabinu maszynowego. Przeczytałam wiadomość jeszcze raz.
Jest jeszcze jedna opcja. Pułapka.
Schowałam kartkę do kieszeni i powolnym krokiem skierowałam się w stronę mojego mieszkania.
- Siema - usłyszałam głos z salonu.
- Cześć - mruknęłam - Hej, Ana.
- Hm? - Dalej siedziała na kanapie nawet nie racząc na mnie spojrzeć.
- Mogę cię prosić o radę?
- Wal.
- Eee.. no, bo dostałam liścik od.. - nie dokończyłam, bo Ana momentalnie znalazła się przy mnie.
- Od chłopaka?
- Od dziewczyny..
- Oooo.. - na jej twarzy widać było zawiedzenie, ale po chwili w jej oczach pojawił się mały błysk - Haru, nie znałam cię od tej strony.
- HEJ!! Co ty sobie wyobrarzasz?!?
- Hehe - zakryła usta dłonią, ale tylko do połowy, tak, że widziałam, jak kącik jej ust wędruje w górę.
- Eh.. od jakiejś Violetty, ale ona chyba nie chodzi ze mną do klasy.
- od Violi? Znam ją. Chodzi do pierwszej A.
- Czyli z tobą.
- No - zapadła cisza.
- To co mam zrobić? - zapytałam w końcu.
- No.. idź - wyszczerzyła się ukazując swoje równe, białe zęby.
- Ha ha ha. Chyba cię . Nigdzie nie idę.
- No to co mnie prosisz o pomoc.
- Szcerze, to liczyłam, że powiesz, żebym nie szła.
- No. To następnym razem najpierw sama pomyśl, a potem zajmuj mój czas.
Tak też się stało. Następnego dnia poszłam na lekcje, widziałam ją nawet (Ana mi pokazała). Okazało się, że do mojej klasy owszem, chodzi, tylko jej siostra bliźniaczka. I po problemie. Na spotkanie oczywiście nie poszłam. Mimo wszystko wole nie ryzykować.
Jutro o 16:00 w parku przy Rivleya 12
Violetta
Powoli zaczynałam kojarzyć. Violetta to była chyba ta, co przyszła do mnie, gdy byłam chora. Nie, to nie ona. Przecież musiała widzieć mnie w szatni przed W-Fem.Jest jeszcze jedna opcja. Pułapka.
Schowałam kartkę do kieszeni i powolnym krokiem skierowałam się w stronę mojego mieszkania.
- Siema - usłyszałam głos z salonu.
- Cześć - mruknęłam - Hej, Ana.
- Hm? - Dalej siedziała na kanapie nawet nie racząc na mnie spojrzeć.
- Mogę cię prosić o radę?
- Wal.
- Eee.. no, bo dostałam liścik od.. - nie dokończyłam, bo Ana momentalnie znalazła się przy mnie.
- Od chłopaka?
- Od dziewczyny..
- Oooo.. - na jej twarzy widać było zawiedzenie, ale po chwili w jej oczach pojawił się mały błysk - Haru, nie znałam cię od tej strony.
- HEJ!! Co ty sobie wyobrarzasz?!?
- Hehe - zakryła usta dłonią, ale tylko do połowy, tak, że widziałam, jak kącik jej ust wędruje w górę.
- Eh.. od jakiejś Violetty, ale ona chyba nie chodzi ze mną do klasy.
- od Violi? Znam ją. Chodzi do pierwszej A.
- Czyli z tobą.
- No - zapadła cisza.
- To co mam zrobić? - zapytałam w końcu.
- No.. idź - wyszczerzyła się ukazując swoje równe, białe zęby.
- Ha ha ha. Chyba cię . Nigdzie nie idę.
- No to co mnie prosisz o pomoc.
- Szcerze, to liczyłam, że powiesz, żebym nie szła.
- No. To następnym razem najpierw sama pomyśl, a potem zajmuj mój czas.
Tak też się stało. Następnego dnia poszłam na lekcje, widziałam ją nawet (Ana mi pokazała). Okazało się, że do mojej klasy owszem, chodzi, tylko jej siostra bliźniaczka. I po problemie. Na spotkanie oczywiście nie poszłam. Mimo wszystko wole nie ryzykować.
czwartek, 30 października 2014
Rozdział 11 - Tak, zostałam zawiadomiona..
Dzisiaj jest sobota, 29 listopada. Siedzę w domu już prawie tydzień, i niestety w poniedziałek muszę już iść do szkoły. Szkoda. Przez ten tydzień sporo myślałam. I nic nie wymyśliłam. W sumie nic się nie działo. Siedziałam w domu, raz tylko przyszła do mnie jakaś dziewczyna spisać zadanie ( skąd ona miała mój adres? ) i powiadomić o wigilii klasowej. Chyba nie przyjdę. W domu zawsze mieliśmy kolację wigilijną, ale nie mam z niej dobrych wspomnień. I zostało mi to do dziś.
Moją poważną wadą są uprzedzenia do różnych tego typu rzeczy. W domu raczej za miło nie było, więc tutaj też trzymam się z daleka. Po prostu tak mam.
- Jestem! - wydarła się Ana z przedpokoju.
- Słyszę. Głucha jeszcze nie jestem.
- Siema - podeszłam do Lysandra.
- O, cześć. Czemu cię nie było?
- Aaa, chorrry byłem - uf. Prawie byłaby wsypa. Przez ten tydzień się odzwyczaiłam. Lys chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek. Udałam się na salę gimnastyczną w dobrym humorze. Zawsze lubiłam W-F. Stanęłam przed damską szatnią. Rozejrzałam się. Lysander poszedł na lekcje, ale po Kastielu można spodziewać się wszystkiego. Stwierdziwszy brak rudej czupryny na horyzoncie otworzyłam drzwi.
- Dobry - przywitał nas Fiona. Tak na prawdę nazywał się Jacek Fion, ale Fiona pasowało mu o wiele bardziej - Dzisiaj będziemy skakać przez kozła - przez klasę przeszedł stłumiony jęk. Jakaś dziewczyna koło mnie zapytała:
- Głupio, nie?
- Czemu? Kozioł jest prosty - ile ja się przez tego kozła w gimnazjum naskakałam! Szkoda gadać. Trener stwierdził wtedy, że kozioł to wprawka do parkouru, który też będziemy robić ( rzeczywiście robiliśmy później parkour ) Ech.
- Kozioł jest straszny! Mieliśmy to w podstawówce, ale dostałam wtedy tróję.
- To najwyższy czas popracować nad kondycją - pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos. Nie wszyscy muszą być tak fantastyczni jak ja. Po W-Fie (dostałam 5) miałam matematykę. W sali było duszno i gorąco, mimo otwartych okien.
Była to ładna sala, utrzymana w odcieniach niebieskiego i granatu. Ściany były do połowy pomalowane jasnoniebieską farbą, a górna połowa ściany była biała. W lewej ścianie były usadowione okna opatrzone w ciemnoniebieskie żaluzje. Na biurku nauczycielki stał wazon z jakimiś niebieskimi kwiatami (nigdy nie znałam się na florystyce).
- Juginora do tablicy - wywabił mnie z zamyślenia głos matematyczki. Spojrzałam na tablicę. Napisany był na niej jakiś wzór. Podeszłam i go rozwiązałam. Nie był zbyt trudny. W gimnazjum najwięcej było co prawda zajęć praktycznych, ale w domu brałam prywatne lekcje od jakiegoś profesora, tak więc nie mam tutaj większych trudności. Następnie miałam jeszcze kilka lekcji, w tym angielski, niemiecki i historię. Dwa pierwsze dało się lubić, bo ojciec zabierał mnie ze sobą na delegacje do różnych krajów, więc znałam trochę języków. Do historii miałam podejście neutralne - nie lubiłam jej, ale też nie nienawidziłam.
Po lekcjach zeszłam do szatni po polar (dziś było wyjątkowo ciepło jak na listopad). Zabierałam się już do wyjścia, gdy przypadkowo poczułam jakiś kawałek papieru w kieszeni. Idąc już, wyjęłam go rozprostowałam. Zmarszczyłam brwi. Nie była to moja kartka. Ktoś musiał mi ją włożyć do kieszeni na przerwie lub jeszcze przed lekcjami, gdy byłam już na górze, a polar zostawiłam na dole. Było na niej napisane starannym pismem:
Moją poważną wadą są uprzedzenia do różnych tego typu rzeczy. W domu raczej za miło nie było, więc tutaj też trzymam się z daleka. Po prostu tak mam.
- Jestem! - wydarła się Ana z przedpokoju.
- Słyszę. Głucha jeszcze nie jestem.
* * * * *
- Siema - podeszłam do Lysandra.
- O, cześć. Czemu cię nie było?
- Aaa, chorrry byłem - uf. Prawie byłaby wsypa. Przez ten tydzień się odzwyczaiłam. Lys chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek. Udałam się na salę gimnastyczną w dobrym humorze. Zawsze lubiłam W-F. Stanęłam przed damską szatnią. Rozejrzałam się. Lysander poszedł na lekcje, ale po Kastielu można spodziewać się wszystkiego. Stwierdziwszy brak rudej czupryny na horyzoncie otworzyłam drzwi.
- Dobry - przywitał nas Fiona. Tak na prawdę nazywał się Jacek Fion, ale Fiona pasowało mu o wiele bardziej - Dzisiaj będziemy skakać przez kozła - przez klasę przeszedł stłumiony jęk. Jakaś dziewczyna koło mnie zapytała:
- Głupio, nie?
- Czemu? Kozioł jest prosty - ile ja się przez tego kozła w gimnazjum naskakałam! Szkoda gadać. Trener stwierdził wtedy, że kozioł to wprawka do parkouru, który też będziemy robić ( rzeczywiście robiliśmy później parkour ) Ech.
- Kozioł jest straszny! Mieliśmy to w podstawówce, ale dostałam wtedy tróję.
- To najwyższy czas popracować nad kondycją - pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos. Nie wszyscy muszą być tak fantastyczni jak ja. Po W-Fie (dostałam 5) miałam matematykę. W sali było duszno i gorąco, mimo otwartych okien.
Była to ładna sala, utrzymana w odcieniach niebieskiego i granatu. Ściany były do połowy pomalowane jasnoniebieską farbą, a górna połowa ściany była biała. W lewej ścianie były usadowione okna opatrzone w ciemnoniebieskie żaluzje. Na biurku nauczycielki stał wazon z jakimiś niebieskimi kwiatami (nigdy nie znałam się na florystyce).
- Juginora do tablicy - wywabił mnie z zamyślenia głos matematyczki. Spojrzałam na tablicę. Napisany był na niej jakiś wzór. Podeszłam i go rozwiązałam. Nie był zbyt trudny. W gimnazjum najwięcej było co prawda zajęć praktycznych, ale w domu brałam prywatne lekcje od jakiegoś profesora, tak więc nie mam tutaj większych trudności. Następnie miałam jeszcze kilka lekcji, w tym angielski, niemiecki i historię. Dwa pierwsze dało się lubić, bo ojciec zabierał mnie ze sobą na delegacje do różnych krajów, więc znałam trochę języków. Do historii miałam podejście neutralne - nie lubiłam jej, ale też nie nienawidziłam.
Po lekcjach zeszłam do szatni po polar (dziś było wyjątkowo ciepło jak na listopad). Zabierałam się już do wyjścia, gdy przypadkowo poczułam jakiś kawałek papieru w kieszeni. Idąc już, wyjęłam go rozprostowałam. Zmarszczyłam brwi. Nie była to moja kartka. Ktoś musiał mi ją włożyć do kieszeni na przerwie lub jeszcze przed lekcjami, gdy byłam już na górze, a polar zostawiłam na dole. Było na niej napisane starannym pismem:
Jutro o 16:00 w parku przy Rivleya 12
Violetta
sobota, 18 października 2014
Rozdział 10 - Nie, nie żałuję
Lekcje dłużyły mi się dzisiaj niemiłosiernie, a sprawę pogarszał nasilający się ból w krzyżu. Po usłyszeniu dzwonka obwieszczającego koniec piątej lekcji powlokłam się w stronę stołówki. Każdy krok bolał coraz bardziej, w dodatku coraz częściej kaszlałam. W takim tempie zanim tam dotrę, kolejka będzie już wychodziła za pomieszczenie. Po dotarciu na miejsce moje przypuszczenia potwierdziły się. Grzecznie ustawiłam się na końcu kolejki, zadowolona, że wreszcie mogę odetchnąć. Pogrążona tak we własnych rozmyślaniach nie zauważyłam zblizającej się w moją stronę czerwonej czupryny.
- Siema! - krzyknął Kastiel wprost do mojego ucha, "klepiąc" mnie przy tym w plecy. Po moim ciele przeszedł dreszcz, po czym osunęłam się na ziemie. Nie miałąm nawet siły, żeby go ochrzanić, tylko spojrzałam na niego z rządzą mordu w oczach.
- No już, już, panie delikatny, wstawaj, bo zaraz twoja kolej - zaśmiał się przy tym. Zebrałam się w sobie i ostatkiem się udało mi się wstać. Po zjedzeniu obiadu zarzuciłam polecak na ramię ( o zgrozo! ) i oznajmiłam Lysandrowi, który zdążył dojść w międzyczasie
- Wracam do domu - mój głos był słaby i niewyraźny, więc Lys prawdopodobnie mnie nie usłyszał, ja jednak szłam już w stronę szatni. Trudno, nauczyciele będą musieli poradzić sobie beze mnie przez te dwie lekcje.
Ledwo doszłam do domu, i gdy wreszcie mogłam położyć się na łóżku, odetchnęłam głęboko. Połknęłam tabletkę przeciwbólową, którą po drodze zgarnęłam z kuchni. Zaraz potem zasnęłam. Śniło mi się, że biegnę, by kogoś uratować, ale nie wiem kogo. Gdy dotarłam do niego, krzyczał. Znałam ten głos. W moich oczach zebrały się łzy.
Obudziłam się cała zapłakana. Otarłam twarz dłońmi. Kto to mógł być?
Spojrzałam na zegar. Wskazywał godzinę dziewiętnastą trzydzieści osiem. Ogarnęłąm się i zapukałam do pokoju Any. Leżała na łóżku ze słuchawkami w uszach. Na mój widok zdjęła je popatrzyła na mnie wyczekująco.
- Siema. Gdzie byłaś wczoraj w nocy? - rzuciłam prosto z mostu.
- To jakieś przesłuchanie, czy coś? Byłam na mieście, spacerowałam trochę.
- Aha - wyszłam z pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony Ana to moja przyjaciółka, i powinnam jej ufać. Z drugiej, ileż to razy przekonałam się, że nie należy ufać bezwzględnie nikomu. Nawet przyjaciołom.
Kaszlnęłam, a po mym ciele przeszedł dreszcz. Nie było to przyjemne uczucie.
- Ana, poszłabyś do apteki po jakiś lek na przeziębienie?!? - krzyknęłam - Bo nie za dobrze się czuję - dodałąm już ciszej, bo Ana wyszła z pokoju.
- Pff., nie musisz się tak drzeć. Słysze, ale pójdę dopiero jutro po szkole, nie chce mi się wychodzić teraz.
- OK, tak też może być - na ten dzień to był koniec moich dialogów z Aną. Później wróciłyśmy do swoich pokoi i zajęłyśmy się sobą. Około godziny 21 usłyszałam, jak Annie bierze prysznic, chwilę potem poszłam w jej ślady. Gdy już wyszłam z łazienki stwierdziłam, że kąpiel w moim stanie to nie był dobry pomysł. Było mi zimno, a gorączka podwyższyła się do 39,5 stopni celsjusza. Szybko położyłam się spać, uprzednio wyłanczając budzik. Dzisiaj nic mi się nie śniło.
Obudziłam się rano w dużo lepszym nastroju. Sen wyszedł mi na dobre. Kości nie bolały mnie tak bardzo a gorączka nieco spadła.
Dzień spędziłam w domu rozmyślając nad swoim położeniem. Mój ojciec na pewno mnie szuka. Wiem to. Jestem dla niego cenna.
*Retrospekcja*
Weszłm do gabinetu, na którego drzwiach wisiała tabliczka z wygrawerowanym: "Dr. Yugino Milano".
Ściany pomalowane były na beżowo, z wyjątkiem tej, w której znajdowały się drzwi - ta była poamlowana na czarno. Po środku przestrzennego pokoju stało machoniowe biurko, przy którym siedział wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o wyrazistych rysach rysach twarzy. Patrzył srogo na 13-letnią dziewczynkę, która przestąpiłą progi jego gabinetu. Nie bała się. Popatrzyła mężczyźnie w oczy, i żadne z nich nie zamierzało spuścić wzroku. Toczyli niemą wojnę na spojrzenia. Trwali tak kilka minut, które dziewczynce wydawały się godzinami. Mimo wszystko miała przed sobą jednego z ważniejszych dowódców wojskowych kraju.
- Hm. Dobrze. jak ci idzie nauka? - usłyszała jego stanowczy głos.
- Dobrze ojcze. - odpowiedziała mu zgodnie z prawdą. Żeczywiście osiągała dobre wyniki, spowodowane jednak były one bardziej strachem przed ojcem niż własną ambicją.
- Pan Weverdi chwalił cię. Powiedział, że jestes jego najlepszą uczennicą.
- Tak ojcze.
- To dobrze. Pamiętaj, Haruka, że jesteś jedyną dziedziczka spadku rodziny Yugino. Musisz być najlepsza. Pamiętaj o tym.
- Tak ojcze.
- Dobrze. Możesz odejść - dziewczyna kiwnęłą głową i posłusznie udała się do wyjścia.
*Koniec retrospekcji*
UWAGA!!!!
Z okazji ponad 2000 wyświetleń ogłaszam 10 dni szczerości! Podczas ich trwania (18.10 - 28.10) w komentarzach będzie można zadać mi pytanie na dowolny temat (prosiłabym jednak nie zadawać pytań o wiek ani pełne imię oraz nazwisko, ponieważ chcę zachować pełną anonimowość). To tyle^^
wtorek, 30 września 2014
Rozdział 9 - Tak, chodzę do szkoły..
Otworzyłam oczy, ale zamiast w pół oświetlonego promieniami słońca pokoju zobaczyłam ciemność. Przez chwilę nieprzytomnie się rozglądałam, aż moje oczy przyzwyczają się do ciemności. Byłam w swoim pokoju, ale zamiast normalnie leżeć pod kołdrą, leżałam w poprzek łóżka we wczorajszym ubraniu. Ręką wymacałam komórkę i spojrzałam na wyświetlacz. Była czwarta nad ranem. Ktoś do mnie dzwonił.
Wtedy wszystko wróciło. Brak Any, tajemniczy SMS. Ucieczka.
No cóż, skoro i tak już nie zasnę to może wezmę prysznic. Wzięłąm czyste ubrania i poszłam do łazienki, wcześniej zaglądając do pokoju Any. Spała w swoim łóżku. Jakoś specjalnie mnie to nie zdziwiło. Mimo wszystko Ana to wolna dusza. Wychodzi kiedy chce, wraca kiedy chce. Jak kot. Uśmiechnęłam się pod nosem. Trzeba będzie się jej jutro zapytać, co robiła.
Po umyciu się i osuszeniu ubrałam się. A właśnie. Zanim zjem śniadanie, sprawdzę, kto dzwonił.
Wzięłam komórkę i otworzyłam rejestr połączeń. Moja twarz stężała. Znowu ten nieznany numer. Zamknęłam oczy i pomasowałam skronie. Kto to może być? Wiem trzy rzeczy: zna mój numer, jest bardzo pewny siebie, i używa pseudonimu lub imiona na M. Poza tym, chce, żebym się domyśliła kim jest. W myślach przywołałam wszystkich chłopaków na M. Mike, Morrise, Marshall, Masa. Mój ojciec. Milan. Chociaż. Może to podstęp. Może po drugiej stronie kryje się ktoś zupełnie inny.
Ech. Dedukcja nigdy nie była moją mocną stroną. Jeszcze raz spojrzałam na ekran. Jest już piętnaście po siódmej. Trzeba się zbierać.
Założyłam trampki i bluzę polarową, gdy przypomniałam sobie, że jeszcze nie jadłam śniadania, a wizja spędzenia tych paru godzin w szkole o pustym żołądku jakoś mi się nie uśmiechała. Szybko wróciłam się do kuchni i zaczęłam robić kanapkę. W połowie roboty klepnęłam się w czoło na ogrom własnej głupoty. Mogę przecież kupić coś po drodze. No nic. Szybko dokończyłam kanapkę, i wpakowałam ją do plecaka. Wyszłam z mieszkania krzycząc do Any, że wychodzę. Nie jestem pewna, czy usłyszała, ale to już nie mój problem.
- Euch, euch. - kaszlnęłam. No i proszę. Jestem chora. Szybko pobiegłam w stronę trzypiętrowego budynku widocznego na choryzącie. Gdy zdyszana przybiegłam, bolały mnie wszystkie kości i było mi zimno. Jakoś doczołgałam się do sali 210, gdy zadzwonił dzwonek. Nauczyciel otworzył salę i wszyscy uczniowie weszli do środka. Rozglądnęłam się po klasie. Jakoś wcześniej nie zwróciłam uwagi na moich współuczniów. W pierwszej ławce siedziała jakaś drobna dziewczyna z włosami w kolorze fioletowym, i już bazgroliła coś w zeszycie. Dalej była przeciętna klasa - jacyś kujoni, jakiś gbur klasowy i typowe przyjaciółki siedzące ze sobą na każdej lekcji. Ja jak zwykle usiadłam w ostatniej ławce, gdzie przynajmniej miałam spokój. Gdy usiadłam, kości w okolicach kręgosłupa zabolały jeszcze mocniej. Skrzywiłam się. Jutro zostaję w domu.________________________________________________________________________________
OK, powoli odzyskuję wprawę. Osobiście uważam ten rozdział za nieciekawy i nijaki, ale oceńcie sami :/
Wtedy wszystko wróciło. Brak Any, tajemniczy SMS. Ucieczka.
No cóż, skoro i tak już nie zasnę to może wezmę prysznic. Wzięłąm czyste ubrania i poszłam do łazienki, wcześniej zaglądając do pokoju Any. Spała w swoim łóżku. Jakoś specjalnie mnie to nie zdziwiło. Mimo wszystko Ana to wolna dusza. Wychodzi kiedy chce, wraca kiedy chce. Jak kot. Uśmiechnęłam się pod nosem. Trzeba będzie się jej jutro zapytać, co robiła.
Po umyciu się i osuszeniu ubrałam się. A właśnie. Zanim zjem śniadanie, sprawdzę, kto dzwonił.
Wzięłam komórkę i otworzyłam rejestr połączeń. Moja twarz stężała. Znowu ten nieznany numer. Zamknęłam oczy i pomasowałam skronie. Kto to może być? Wiem trzy rzeczy: zna mój numer, jest bardzo pewny siebie, i używa pseudonimu lub imiona na M. Poza tym, chce, żebym się domyśliła kim jest. W myślach przywołałam wszystkich chłopaków na M. Mike, Morrise, Marshall, Masa. Mój ojciec. Milan. Chociaż. Może to podstęp. Może po drugiej stronie kryje się ktoś zupełnie inny.
Ech. Dedukcja nigdy nie była moją mocną stroną. Jeszcze raz spojrzałam na ekran. Jest już piętnaście po siódmej. Trzeba się zbierać.
Założyłam trampki i bluzę polarową, gdy przypomniałam sobie, że jeszcze nie jadłam śniadania, a wizja spędzenia tych paru godzin w szkole o pustym żołądku jakoś mi się nie uśmiechała. Szybko wróciłam się do kuchni i zaczęłam robić kanapkę. W połowie roboty klepnęłam się w czoło na ogrom własnej głupoty. Mogę przecież kupić coś po drodze. No nic. Szybko dokończyłam kanapkę, i wpakowałam ją do plecaka. Wyszłam z mieszkania krzycząc do Any, że wychodzę. Nie jestem pewna, czy usłyszała, ale to już nie mój problem.
- Euch, euch. - kaszlnęłam. No i proszę. Jestem chora. Szybko pobiegłam w stronę trzypiętrowego budynku widocznego na choryzącie. Gdy zdyszana przybiegłam, bolały mnie wszystkie kości i było mi zimno. Jakoś doczołgałam się do sali 210, gdy zadzwonił dzwonek. Nauczyciel otworzył salę i wszyscy uczniowie weszli do środka. Rozglądnęłam się po klasie. Jakoś wcześniej nie zwróciłam uwagi na moich współuczniów. W pierwszej ławce siedziała jakaś drobna dziewczyna z włosami w kolorze fioletowym, i już bazgroliła coś w zeszycie. Dalej była przeciętna klasa - jacyś kujoni, jakiś gbur klasowy i typowe przyjaciółki siedzące ze sobą na każdej lekcji. Ja jak zwykle usiadłam w ostatniej ławce, gdzie przynajmniej miałam spokój. Gdy usiadłam, kości w okolicach kręgosłupa zabolały jeszcze mocniej. Skrzywiłam się. Jutro zostaję w domu.________________________________________________________________________________
OK, powoli odzyskuję wprawę. Osobiście uważam ten rozdział za nieciekawy i nijaki, ale oceńcie sami :/
środa, 10 września 2014
Rozdział 8 - Tak, martwię się
UWAGA Nie ponoszę odpowiedzialności prawnej ani cywilnej za negatywne odczucia po przeczytaniu tego rozdziału, który jest bez sensu, jest całkowitym gniotem i zastanawiam się czy nie skończyć z blogowaniem w ogóle.
_____________________________________________________________________________
Obudziłam się o piątej nad ranem. Nieśpiesznie wstałam z łóżka i powlokłam się do łazienki wziąć zimny prysznic na pobudzenie. Słyszałam, jak w tym czasie Ana wstała i poszła do kuchni. Mam tylko nadzieję, że nie będzie gotować. Wyszłam z kabiny i wytarłam się ręcznikiem do sucha. Wzięłam przygotowane wcześniej ubrania i.... je ubrałam (xD). Przejrzałam się w lustrze. Faktycznie wyglądałam jak chłopak. Westchnęłam. Żegnaj, weekendzie. Witaj, szkoło. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni. Otworzyłam szafkę w poszukiwaniu miski i płatków. Są. Z lodówki wyciągnęłam mleko i zalałam płatki w misce, a Any ani widu, ani słychu. Zajrzałam do jej pokoju. Pusto. W łazience też jej nie ma. Może wcześniej wyszła. Nie, nie możliwe, słyszałabym jak zamyka drzwi. Coś tu jest nie tak. W przedpokoju nie ma jej butów ani bluzy. Widziałam, jak wczoraj ją tam wieszała. Jeszcze raz weszłam do jej pokoju. Może wyszła balkonem. Mieszkamy co prawda na drugim piętrze, ale co to dla niej. Spojrzałam na zegarek. Siódma dwadzieścia. Jęknęłam. Jeśli teraz nie wyjdę, spóźnię się. W sumie to i tak jestem spóźniona, bo ode mnie do szkoły idzie się poł godziny. Szybko ubrałam buty i narzuciłam na siebie bluzę. Zaraz po wyjściu owiał mnie zimny wiatr. Wzdrygnęłam się. Chora będę na sto procent. No nic. Pobiegłam najszybciej jak umiałam i do klasy wpadłam równo z dzwonkiem. Tracę formę. Kiedyś przybiegałam tu co najmniej trzy minuty przed.
Lekcje płynęły swoim normalnym rytmem, lekcja za lekcją. Martwiła mnie jedynie nieobecność Any. Nie dane mi było jednak na spokojnie o tym pomyśleć, bowiem mój spokój zakłócił pewien bardzo (ekem) taktowny osobnik o imieniu Kastiel.
- I jak młody, jesteś gotowy? - zapytał podchodząc do mnie od tyłu.
- Hm? - zadałam niezbyt inteligentne pytanie.
- Wygraną mam już praktycznie w kieszeni. Szesnaście zdjęć. -jego głos był bardzo pewny siebie. Na moją twarz wypełzł kpiący uśmieszek. Dobrze, że stałam do niego tyłem i go nie widział.
- Nie bądź taki pewny wygranej. Zostały ci jeszcze cztery zdjęcia i półtora miesiąca. - racja, jest już połowa listopada.
- Phh.. Co to cztery zdjęcia. Po tym wszystkim każę ci przyjść do szkoły w damskich ciuchach.
- Pedał
- Co!?
- Jajco. Nieważne. Idę do domu. Cześć! - rzuciłam i powolnym krokiem oddaliłam się od Kasa.
Dopiero w domu nie zastawszy Any, znowu zaczęłam się zastanawiać. Porwali ją w drodze do szkoły? Sama uciekła? A może.. nie, przecież szłam tą drogą co zwykle.
Sięgnęłam po komórkę i wybrałam jej numer. Nie odbiera. Opadłam na łóżko. To wszystko mnie przerasta. Zmęczona zamknęłam oczy.
_____________________________________________________________________________
Obudziłam się o piątej nad ranem. Nieśpiesznie wstałam z łóżka i powlokłam się do łazienki wziąć zimny prysznic na pobudzenie. Słyszałam, jak w tym czasie Ana wstała i poszła do kuchni. Mam tylko nadzieję, że nie będzie gotować. Wyszłam z kabiny i wytarłam się ręcznikiem do sucha. Wzięłam przygotowane wcześniej ubrania i.... je ubrałam (xD). Przejrzałam się w lustrze. Faktycznie wyglądałam jak chłopak. Westchnęłam. Żegnaj, weekendzie. Witaj, szkoło. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni. Otworzyłam szafkę w poszukiwaniu miski i płatków. Są. Z lodówki wyciągnęłam mleko i zalałam płatki w misce, a Any ani widu, ani słychu. Zajrzałam do jej pokoju. Pusto. W łazience też jej nie ma. Może wcześniej wyszła. Nie, nie możliwe, słyszałabym jak zamyka drzwi. Coś tu jest nie tak. W przedpokoju nie ma jej butów ani bluzy. Widziałam, jak wczoraj ją tam wieszała. Jeszcze raz weszłam do jej pokoju. Może wyszła balkonem. Mieszkamy co prawda na drugim piętrze, ale co to dla niej. Spojrzałam na zegarek. Siódma dwadzieścia. Jęknęłam. Jeśli teraz nie wyjdę, spóźnię się. W sumie to i tak jestem spóźniona, bo ode mnie do szkoły idzie się poł godziny. Szybko ubrałam buty i narzuciłam na siebie bluzę. Zaraz po wyjściu owiał mnie zimny wiatr. Wzdrygnęłam się. Chora będę na sto procent. No nic. Pobiegłam najszybciej jak umiałam i do klasy wpadłam równo z dzwonkiem. Tracę formę. Kiedyś przybiegałam tu co najmniej trzy minuty przed.
Lekcje płynęły swoim normalnym rytmem, lekcja za lekcją. Martwiła mnie jedynie nieobecność Any. Nie dane mi było jednak na spokojnie o tym pomyśleć, bowiem mój spokój zakłócił pewien bardzo (ekem) taktowny osobnik o imieniu Kastiel.
- I jak młody, jesteś gotowy? - zapytał podchodząc do mnie od tyłu.
- Hm? - zadałam niezbyt inteligentne pytanie.
- Wygraną mam już praktycznie w kieszeni. Szesnaście zdjęć. -jego głos był bardzo pewny siebie. Na moją twarz wypełzł kpiący uśmieszek. Dobrze, że stałam do niego tyłem i go nie widział.
- Nie bądź taki pewny wygranej. Zostały ci jeszcze cztery zdjęcia i półtora miesiąca. - racja, jest już połowa listopada.
- Phh.. Co to cztery zdjęcia. Po tym wszystkim każę ci przyjść do szkoły w damskich ciuchach.
- Pedał
- Co!?
- Jajco. Nieważne. Idę do domu. Cześć! - rzuciłam i powolnym krokiem oddaliłam się od Kasa.
Dopiero w domu nie zastawszy Any, znowu zaczęłam się zastanawiać. Porwali ją w drodze do szkoły? Sama uciekła? A może.. nie, przecież szłam tą drogą co zwykle.
Sięgnęłam po komórkę i wybrałam jej numer. Nie odbiera. Opadłam na łóżko. To wszystko mnie przerasta. Zmęczona zamknęłam oczy.
wtorek, 8 lipca 2014
Przerwa
Tak jak w tytule, chodzi o przerwę. Zaczęły się wakacje i z miejsca straciłam ochotę do pisania. Sama chciałabym, żeby mi się chciało, ale nie będę pisać na siłę, bo wychodzi mi to coraz gorzej.
Nie zawieszam oczywiście na dobre, robię sobie.. przerwę? Myślę, że to dobre określenie. Kiedy znów zacznę pisać, nie wiem. Myślę, że gdzieś w sierpniu, może wcześniej lub później. We wrześniu na pewno zabiorę się do roboty.
Ciężko mi pisać tego posta, żeby to miało ręce i nogi. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Sayonara, i do zobaczenia!
Nie zawieszam oczywiście na dobre, robię sobie.. przerwę? Myślę, że to dobre określenie. Kiedy znów zacznę pisać, nie wiem. Myślę, że gdzieś w sierpniu, może wcześniej lub później. We wrześniu na pewno zabiorę się do roboty.
Ciężko mi pisać tego posta, żeby to miało ręce i nogi. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Sayonara, i do zobaczenia!
piątek, 4 lipca 2014
Rozdział 7 - Nie, nie lubię imprez cz.2
Rozdział miał ukazać się na 1000 wyświetleń, ale jest trochę później ;)
Po drugie: jak już pewnie zauważyłyście, pojawiła się ankieta - ten rozdział to przykładowy "krótki rozdział". Przykładowy "długi" ukaże się za jakiś tydzień.
Po trzecie: Spóźniony tort dla Zuzy (już ona wie za co ;)) Alice Jones, ty także dobrze napisałaś, ale Zuza była pierwsza. Może się z tobą podzieli ;)
_____________________________________________________________________
-Zostajesz? - usłyszałam głos Any - Hej, wiem, że masz przeżycia itd ale w końcu musisz się przełamać.
-Jeszcze nie dzisiaj. Poza tym, zapraszasz ludzi, których znasz ledwie kilka tygodni.
-Haru, to impreza. Nie zastanawiasz się, kogo zapraszasz, ani co się stanie. Poza tym, to się zdarzyło raz, w dodatku mnie tam nie było. Czemu sądzisz, że to się powtórzy?
-Nie sądzę.. Ech, nieważne. Skończcie przed drugą. I ty sprzątasz.
-Nie wiem, czy mam ci dziękować czy cię udusić. W każdym bądź razie, czekam, abyśmy w końcu razem poszły na dyskotekę.
I co ja mam teraz robić. Będę musiała pokitrać się te kilka godzin w parku. Znając życie, nabawię się kataru i tyle z tego będzie. W sumie to tylko zrządzenie losu. Że byłam akurat na tej imprezie, gdzie zabito... Tak, zabito. Chłopak z detektywistycznej dostał nożem w brzuch. Coś takiego można chyba zaliczyć do drastycznych przeżyć.
-OK, to ja wychodzę skombinować jakieś żarcie..
-Nie zgadzam się na alkohol.
-Czemu?!? - mina Any wyrażała zaskoczenie, oburzenie i zawiedzenie. Zabawnie to wyglądało.
-Bo nie ma dżemu. Jak się upijecie, to różne rzeczy się mogą zdarzyć.
-Ech... Niech ci będzie - zrezygnowana wyszła z pokoju.
Kilka godzin później
Wzięłam bluzę, nałożyłam trampki, wzięłam klucze i wyszłam. Skierowałam się do parku, gdzie usiadłam na ławce. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam jakąś muzykę. Spojrzałam na godzinę. Równa dwudziesta pierwsza. Czemu ja właściwie uciekam? Przed czym?
Tę chwilę chyba można uznać za przełomową. Momentalnie wstałam z ławki i pobiegłam w stronę naszego mieszkania. Nie będę się chować. Nie będę się bać. Jestem to komuś winna.
Przed wejściem do mieszkania stanęłam i wzięłam kilka głębszych wdechów. Nacisnęłam klamkę. To, co wydarzyło się później, pamiętam jak przez mgłę. Pamiętam głośną muzykę i kilkanaście osób które kojarzyłam ze szkoły.
-I jak się bawiłaś? - zapytała mnie Ana następnego dnia.
-Było fajnie - wymamrotałam. Nadal byłam trochę oszołomiona.
-Tylko tyle powiesz?
-Ana, nie wymagaj ode mnie intensywnego myślenia, nie teraz. Czuję się jak po nieprzespanej nocy.
-Nie jesteś po prostu przyzwyczajona, i tyle. Ale i tak byłam zaskoczona, że przyszłaś.
-Mam nadzieję, że to nie wpłynie na zakład. Było tam trochę osób ze szkoły, które mogły..
-Zawsze masz najczarniejsze myśli, Haru. Idź się lepiej położyć, bo wyglądasz gorzej jak zombi. - posłusznie udałam się do mojego pokoju i położyłam się na łóżku. Po chwili zasnęłam.
Po drugie: jak już pewnie zauważyłyście, pojawiła się ankieta - ten rozdział to przykładowy "krótki rozdział". Przykładowy "długi" ukaże się za jakiś tydzień.
Po trzecie: Spóźniony tort dla Zuzy (już ona wie za co ;)) Alice Jones, ty także dobrze napisałaś, ale Zuza była pierwsza. Może się z tobą podzieli ;)
_____________________________________________________________________
-Zostajesz? - usłyszałam głos Any - Hej, wiem, że masz przeżycia itd ale w końcu musisz się przełamać.
-Jeszcze nie dzisiaj. Poza tym, zapraszasz ludzi, których znasz ledwie kilka tygodni.
-Haru, to impreza. Nie zastanawiasz się, kogo zapraszasz, ani co się stanie. Poza tym, to się zdarzyło raz, w dodatku mnie tam nie było. Czemu sądzisz, że to się powtórzy?
-Nie sądzę.. Ech, nieważne. Skończcie przed drugą. I ty sprzątasz.
-Nie wiem, czy mam ci dziękować czy cię udusić. W każdym bądź razie, czekam, abyśmy w końcu razem poszły na dyskotekę.
I co ja mam teraz robić. Będę musiała pokitrać się te kilka godzin w parku. Znając życie, nabawię się kataru i tyle z tego będzie. W sumie to tylko zrządzenie losu. Że byłam akurat na tej imprezie, gdzie zabito... Tak, zabito. Chłopak z detektywistycznej dostał nożem w brzuch. Coś takiego można chyba zaliczyć do drastycznych przeżyć.
-OK, to ja wychodzę skombinować jakieś żarcie..
-Nie zgadzam się na alkohol.
-Czemu?!? - mina Any wyrażała zaskoczenie, oburzenie i zawiedzenie. Zabawnie to wyglądało.
-Bo nie ma dżemu. Jak się upijecie, to różne rzeczy się mogą zdarzyć.
-Ech... Niech ci będzie - zrezygnowana wyszła z pokoju.
Kilka godzin później
Wzięłam bluzę, nałożyłam trampki, wzięłam klucze i wyszłam. Skierowałam się do parku, gdzie usiadłam na ławce. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam jakąś muzykę. Spojrzałam na godzinę. Równa dwudziesta pierwsza. Czemu ja właściwie uciekam? Przed czym?
Tę chwilę chyba można uznać za przełomową. Momentalnie wstałam z ławki i pobiegłam w stronę naszego mieszkania. Nie będę się chować. Nie będę się bać. Jestem to komuś winna.
Przed wejściem do mieszkania stanęłam i wzięłam kilka głębszych wdechów. Nacisnęłam klamkę. To, co wydarzyło się później, pamiętam jak przez mgłę. Pamiętam głośną muzykę i kilkanaście osób które kojarzyłam ze szkoły.
-I jak się bawiłaś? - zapytała mnie Ana następnego dnia.
-Było fajnie - wymamrotałam. Nadal byłam trochę oszołomiona.
-Tylko tyle powiesz?
-Ana, nie wymagaj ode mnie intensywnego myślenia, nie teraz. Czuję się jak po nieprzespanej nocy.
-Nie jesteś po prostu przyzwyczajona, i tyle. Ale i tak byłam zaskoczona, że przyszłaś.
-Mam nadzieję, że to nie wpłynie na zakład. Było tam trochę osób ze szkoły, które mogły..
-Zawsze masz najczarniejsze myśli, Haru. Idź się lepiej położyć, bo wyglądasz gorzej jak zombi. - posłusznie udałam się do mojego pokoju i położyłam się na łóżku. Po chwili zasnęłam.
wtorek, 1 lipca 2014
Rozdział 6 - Nie, nie lubię imprez
Twój M. Twój M. Twój M.
Przez cały dzień nie mogłam się skupić na niczym innym, tylko myślałam o wczorajszym SMSie. No, i trochę o tym, co powiedział Lys. A mianowicie o tym, że mają z Kasem zespół. Historia ze zgubionym kluczem od piwnicy okazała się być prawdziwa. A jednak. Mój wrodzony "detektor kłamst" coraz częściej zawodzi. Martwiące.
Było ciepłe jesienne popołudnie i postanowiłam usiąść na ławce na dziedzińcu. Ale oczywiście ktoś musiał mi przeszkodzić.
-Nad czym tak rozmyślasz? - usłyszałam głos Lysandra.
-Nad tym, co mi powiedzieliście - odpowiedziałam, nie odwracając się nawet w jego stronę. Zabrzmiał dzwonek obwieszczający koniec przerwy, jednak żadne z nas nie kwapiło się iść na lekcje.
-Co teraz masz?
-Histe - skrzywiłam się - nie idę. I tak mam same piątki.
-Same piątki?! - wlepił we mnie oczy - to ty kujon jesteś.
-Sam jesteś kujon, po prostu łatwo zapamiętuję daty. I zawsze opuszczam sprawdziany. - uśmiechnęłam się.
-To z czego ty masz oceny?
-Z ustnych. Babka jest na maksa nieogarnięta, zapytała mnie z tego, co przed chwilą napisała na tablicy i jeszcze nie zmazała. - prychnęłam. - Poza tym od czego są tablice pomocnicze wiszące na ścianie. A w ogóle, czemu ty nie idziesz? Wydajesz się takim grzecznym chłopcem, a tu wagarowicz - posłałam mu zaczepny uśmiech.
-Mamy teraz WF. Mój najgorszy przedmiot, a dzisiaj skaczemy przez kozła. Na bank dostanę pałe, a to tylko pogorszy sprawę. Wole mieć gorsze zachowanie, a wyższą średnią.
-I kto tu jest kujonem. Poza tym, WF to najlepszy przedmiot w szkole. Odstresować się można przynajmniej. - reszta lekcji minęła nam na nieistotnych tematach. Później była już tylko matematyka, i mogłam iść do domu. Po powrocie oznajmiono mi coś, co dogłębnie mną wstrząsnęło.
-Organizuję domówkę! - oświadczyła Ana z uśmiechem. - Jak chcesz to kogoś zaproś. Haruka? - nie reagowałam. Pomachała mi dłonią przed oczami.
-Nic. - rzuciłam i poszłam do swojego pokoju.
*Retrospekcja*To moja pierwsza impreza! Tak się cieszę! Do tej pory ojciec zawsze odmawiał, gdy chciałam gdzieś wyjść. Dzisiaj wyjątkowo się zgodził. Idę na imprezę z Ami, spotykamy się pod moim domem za godzinę. Tyle czasu powinno mi wystarczyć.
Przeczesałam włosy szczotką. Były krótkie. Za krótkie. Jak ja mam ładnie wyglądać, gdy jestem wystrzyżona na zapałkę? No, może trochę przesadzam, ale nawet Ami podrosły już trochę włosy. Z szafy wyciągnęłam niebieskie rurki, blado żółtą bluzkę na ramiączkach i koturny. Zdecydowałam się na delikatny makijaż - złote cienie na oczy, jaśniejące w stronę oka, do tego malinowy błyszczyk i byłam gotowa.
Ami czekała już przed domem. Miała na sobie czarną skórzaną kurtkę, tego samego koloru rurki i ciemnozłotą bluzkę z rękawami trzy czwarte.
-Świetnie wyglądasz
-Dzięki ty też - mruknęła. Wsiadła na motor, a ja za nią. Po dziesięciu minutach byłyśmy na miejscu. Słychać było przytłumioną muzykę. Przełknęłam ślinę.
-Nie stresuj się. To tylko impreza.
-Wiem... chyba. - Ami tylko uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę.
-Choć.
*Koniec retrospekcji*
Następne wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Przypominam sobie tylko jęk, rozdzierający jęk który słychać było w całęj sali. Potem przyjechały karetki, ojciec zabronił mi jakichkolwiek wyjść.
-"Tak to się kończy, wasze głupie zabawy. Od dzisiaj wychodzisz z domu prosto do szkoły i z powrotem, resztę dnia siedzisz w domu."
Był to moment przełomowy, gdy zaczęłąm postrzegać ojca w złym świetle. Może była to tylko moja młodzieńcza chęć zabawy? A może już od dawna w podświadomości wymyślałam ojcu od najgorszych? Nie wiem. Z domu uciekłam rok i dwa miesiące po tym. Ale wspomnienia zostały. Od tamtego zdarzenia unikałam imprez, i zostało mi to do dzisiaj. Ale może warto dać sobie szanse. Spróbować.
___________________________________________________________________________________
Wyszedł krótki, ale w połowie retrospekcji bateria od lapka mi siadła, bo zapomniałam podłączyć do prądu, a potem to byłam wkurzona, więc dokończyłam tylko retrospekcję.
Przez cały dzień nie mogłam się skupić na niczym innym, tylko myślałam o wczorajszym SMSie. No, i trochę o tym, co powiedział Lys. A mianowicie o tym, że mają z Kasem zespół. Historia ze zgubionym kluczem od piwnicy okazała się być prawdziwa. A jednak. Mój wrodzony "detektor kłamst" coraz częściej zawodzi. Martwiące.
Było ciepłe jesienne popołudnie i postanowiłam usiąść na ławce na dziedzińcu. Ale oczywiście ktoś musiał mi przeszkodzić.
-Nad czym tak rozmyślasz? - usłyszałam głos Lysandra.
-Nad tym, co mi powiedzieliście - odpowiedziałam, nie odwracając się nawet w jego stronę. Zabrzmiał dzwonek obwieszczający koniec przerwy, jednak żadne z nas nie kwapiło się iść na lekcje.
-Co teraz masz?
-Histe - skrzywiłam się - nie idę. I tak mam same piątki.
-Same piątki?! - wlepił we mnie oczy - to ty kujon jesteś.
-Sam jesteś kujon, po prostu łatwo zapamiętuję daty. I zawsze opuszczam sprawdziany. - uśmiechnęłam się.
-To z czego ty masz oceny?
-Z ustnych. Babka jest na maksa nieogarnięta, zapytała mnie z tego, co przed chwilą napisała na tablicy i jeszcze nie zmazała. - prychnęłam. - Poza tym od czego są tablice pomocnicze wiszące na ścianie. A w ogóle, czemu ty nie idziesz? Wydajesz się takim grzecznym chłopcem, a tu wagarowicz - posłałam mu zaczepny uśmiech.
-Mamy teraz WF. Mój najgorszy przedmiot, a dzisiaj skaczemy przez kozła. Na bank dostanę pałe, a to tylko pogorszy sprawę. Wole mieć gorsze zachowanie, a wyższą średnią.
-I kto tu jest kujonem. Poza tym, WF to najlepszy przedmiot w szkole. Odstresować się można przynajmniej. - reszta lekcji minęła nam na nieistotnych tematach. Później była już tylko matematyka, i mogłam iść do domu. Po powrocie oznajmiono mi coś, co dogłębnie mną wstrząsnęło.
-Organizuję domówkę! - oświadczyła Ana z uśmiechem. - Jak chcesz to kogoś zaproś. Haruka? - nie reagowałam. Pomachała mi dłonią przed oczami.
-Nic. - rzuciłam i poszłam do swojego pokoju.
*Retrospekcja*To moja pierwsza impreza! Tak się cieszę! Do tej pory ojciec zawsze odmawiał, gdy chciałam gdzieś wyjść. Dzisiaj wyjątkowo się zgodził. Idę na imprezę z Ami, spotykamy się pod moim domem za godzinę. Tyle czasu powinno mi wystarczyć.
Przeczesałam włosy szczotką. Były krótkie. Za krótkie. Jak ja mam ładnie wyglądać, gdy jestem wystrzyżona na zapałkę? No, może trochę przesadzam, ale nawet Ami podrosły już trochę włosy. Z szafy wyciągnęłam niebieskie rurki, blado żółtą bluzkę na ramiączkach i koturny. Zdecydowałam się na delikatny makijaż - złote cienie na oczy, jaśniejące w stronę oka, do tego malinowy błyszczyk i byłam gotowa.
Ami czekała już przed domem. Miała na sobie czarną skórzaną kurtkę, tego samego koloru rurki i ciemnozłotą bluzkę z rękawami trzy czwarte.
-Świetnie wyglądasz
-Dzięki ty też - mruknęła. Wsiadła na motor, a ja za nią. Po dziesięciu minutach byłyśmy na miejscu. Słychać było przytłumioną muzykę. Przełknęłam ślinę.
-Nie stresuj się. To tylko impreza.
-Wiem... chyba. - Ami tylko uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę.
-Choć.
*Koniec retrospekcji*
Następne wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Przypominam sobie tylko jęk, rozdzierający jęk który słychać było w całęj sali. Potem przyjechały karetki, ojciec zabronił mi jakichkolwiek wyjść.
-"Tak to się kończy, wasze głupie zabawy. Od dzisiaj wychodzisz z domu prosto do szkoły i z powrotem, resztę dnia siedzisz w domu."
Był to moment przełomowy, gdy zaczęłąm postrzegać ojca w złym świetle. Może była to tylko moja młodzieńcza chęć zabawy? A może już od dawna w podświadomości wymyślałam ojcu od najgorszych? Nie wiem. Z domu uciekłam rok i dwa miesiące po tym. Ale wspomnienia zostały. Od tamtego zdarzenia unikałam imprez, i zostało mi to do dzisiaj. Ale może warto dać sobie szanse. Spróbować.
___________________________________________________________________________________
Wyszedł krótki, ale w połowie retrospekcji bateria od lapka mi siadła, bo zapomniałam podłączyć do prądu, a potem to byłam wkurzona, więc dokończyłam tylko retrospekcję.
środa, 25 czerwca 2014
Rozdział 5 - Tak, dostałam SMS'a
7.56, dziedziniec szkolny.
-Cześć
-Hej - przywitał mnie Lysander
-Widziałeś może Kasa?
-Nie, a co?
-Muszę się go o coś zapytać. - westchnął.
-Nadal nie odpuściłeś? Mówiłem ci wczoraj...
-Kłamałeś - popatrzył się na mnie zdumiony. Ja tak długo nie pociągnę. Jak nie powiedzą po dobroci, to po złości.
-Skąd..
-Z dupy. A teraz powiesz mi wszystko co chciałbym wiedzieć, bo dziś nie będę już taki miły. - popatrzył się na mnie zdziwiony. - Eh, sorry. Po prostu się dzisiaj nie wyspałem. Całą noc myślałem co ukrywacie, ale nic nie wymyśliłem.
11.38, sala lekcyjna
Szczerze, nie spodziewałam się, że mi powie. A jednak. Kastiel potwierdził, więc teoretycznie nie mam żadnych przeciwwskazań, by im uwierzyć. Mimo wszystko, nadal mam uczucie, że czegoś mi nie powiedzieli. Ale i tak cud, że powiedzieli mi chociaż to, znamy się w końcu niecały tydzień.
13.25, stołówka szkolna
-Hej, widziałam zdjęcie. A więc jednak?
-Mph. Zerwałam z nim następnego dnia. Jego mina bezcenna. - zaśmiała się Ana.
-Zwykle to on zrywa z dziewczyną, więc na pewno musiał być zaskoczony. - również się zaśmiałam. Przerwa zleciała nam na rozmawianiu na nieistotne tematy.
-To ja już będę lecieć! - pożegnałyśmy się z Aną - A właśnie, idę dzisiaj na domówkę do znajomego z klasy, więc będę późno. Łap! - to mówiąc rzuciła mi klucze.
-Klucze? - usłyszałam za sobą głos Kastiela.
-A nie widzisz? Wyprzedzając twoje pytanie, owszem, mieszkam z Annie. - Kastiel oraz Lysander, który przed chwilą doszedł wlepili we mnie oczy. - Eh, no już, bo wam gały wyjdą. Coście tacy zaskoczeni?
-N-n-no, bo jesteś facetem, - zaczął Lysander. Dziwnie się poczułam, słysząc to - i mieszkasz z dziewczyną...
-Zboczeniec! Nie robię nic na wzór twoich podejrzeń - kiedyś pewnie spaliłabym buraka, ale teraz po prostu trzepnęłam go w tył głowy. - Serio, Lys, nie spodziewałem się po tobie takich kosmatych myśli. - uff.. prawie powiedziałam ,,spodziewałam". Na szczęście w porę się zreflektowałam. Muszę uważać, jak o sobie mówię.
15.39, mieszkanie Haruki i Ann
Po przyjściu do domu walnęłam się na kanapę i włączyłam telewizję. Włączyło się akurat na TVP ABC. Gumisie, Przyjaciele z Kieszonkowa. Oszczędźcie mi tego. Wyłączyłam TV i poszłam do pokoju. Odrobiłam lekcje i położyłam się na kanapie. Nienawidzę majcy. Poczułam wibracje w tylnej kieszeni spodni. Hm.. nieznany numer. Nie odbieram. Poczekałam aż przestanie dzwonić, i napisałam esa do Any-
H: o której wracasz? przygotuje kolacje
A: około 23
H: ok
Chwilę potem dostałam esa od tego samego numeru co wcześniej dzwonił-
NieznanyNumer: czesc dawno się nie widzieliśmy może wpadne :P Twój M. ;)
Z jakiegoś powodu po przeczytaniu tego SMS'a, poczułam niepokój wymieszany z ekscytacją. Bez wątpienia coś jest na rzeczy.
___________________________________________________________________________________
Jesteście pewnie ciekawe, czego dowiedziała się Haru. O tym w następnym rozdziale, potrzymam was trochę w niepewności ;)
A przy okazji: ten rozdział napisany jest trochę inaczej, co pewnie zauważyłyście ;) Chcę znać wasze zdanie, więc pod tym postem jak macie czas i ochotę, napiszcie co sądzicie o takim sposobie pisania, i czy wolicie ten, czy poprzedni.
-Cześć
-Hej - przywitał mnie Lysander
-Widziałeś może Kasa?
-Nie, a co?
-Muszę się go o coś zapytać. - westchnął.
-Nadal nie odpuściłeś? Mówiłem ci wczoraj...
-Kłamałeś - popatrzył się na mnie zdumiony. Ja tak długo nie pociągnę. Jak nie powiedzą po dobroci, to po złości.
-Skąd..
-Z dupy. A teraz powiesz mi wszystko co chciałbym wiedzieć, bo dziś nie będę już taki miły. - popatrzył się na mnie zdziwiony. - Eh, sorry. Po prostu się dzisiaj nie wyspałem. Całą noc myślałem co ukrywacie, ale nic nie wymyśliłem.
11.38, sala lekcyjna
Szczerze, nie spodziewałam się, że mi powie. A jednak. Kastiel potwierdził, więc teoretycznie nie mam żadnych przeciwwskazań, by im uwierzyć. Mimo wszystko, nadal mam uczucie, że czegoś mi nie powiedzieli. Ale i tak cud, że powiedzieli mi chociaż to, znamy się w końcu niecały tydzień.
13.25, stołówka szkolna
-Hej, widziałam zdjęcie. A więc jednak?
-Mph. Zerwałam z nim następnego dnia. Jego mina bezcenna. - zaśmiała się Ana.
-Zwykle to on zrywa z dziewczyną, więc na pewno musiał być zaskoczony. - również się zaśmiałam. Przerwa zleciała nam na rozmawianiu na nieistotne tematy.
-To ja już będę lecieć! - pożegnałyśmy się z Aną - A właśnie, idę dzisiaj na domówkę do znajomego z klasy, więc będę późno. Łap! - to mówiąc rzuciła mi klucze.
-Klucze? - usłyszałam za sobą głos Kastiela.
-A nie widzisz? Wyprzedzając twoje pytanie, owszem, mieszkam z Annie. - Kastiel oraz Lysander, który przed chwilą doszedł wlepili we mnie oczy. - Eh, no już, bo wam gały wyjdą. Coście tacy zaskoczeni?
-N-n-no, bo jesteś facetem, - zaczął Lysander. Dziwnie się poczułam, słysząc to - i mieszkasz z dziewczyną...
-Zboczeniec! Nie robię nic na wzór twoich podejrzeń - kiedyś pewnie spaliłabym buraka, ale teraz po prostu trzepnęłam go w tył głowy. - Serio, Lys, nie spodziewałem się po tobie takich kosmatych myśli. - uff.. prawie powiedziałam ,,spodziewałam". Na szczęście w porę się zreflektowałam. Muszę uważać, jak o sobie mówię.
15.39, mieszkanie Haruki i Ann
Po przyjściu do domu walnęłam się na kanapę i włączyłam telewizję. Włączyło się akurat na TVP ABC. Gumisie, Przyjaciele z Kieszonkowa. Oszczędźcie mi tego. Wyłączyłam TV i poszłam do pokoju. Odrobiłam lekcje i położyłam się na kanapie. Nienawidzę majcy. Poczułam wibracje w tylnej kieszeni spodni. Hm.. nieznany numer. Nie odbieram. Poczekałam aż przestanie dzwonić, i napisałam esa do Any-
H: o której wracasz? przygotuje kolacje
A: około 23
H: ok
Chwilę potem dostałam esa od tego samego numeru co wcześniej dzwonił-
NieznanyNumer: czesc dawno się nie widzieliśmy może wpadne :P Twój M. ;)
Z jakiegoś powodu po przeczytaniu tego SMS'a, poczułam niepokój wymieszany z ekscytacją. Bez wątpienia coś jest na rzeczy.
___________________________________________________________________________________
Jesteście pewnie ciekawe, czego dowiedziała się Haru. O tym w następnym rozdziale, potrzymam was trochę w niepewności ;)
A przy okazji: ten rozdział napisany jest trochę inaczej, co pewnie zauważyłyście ;) Chcę znać wasze zdanie, więc pod tym postem jak macie czas i ochotę, napiszcie co sądzicie o takim sposobie pisania, i czy wolicie ten, czy poprzedni.
wtorek, 17 czerwca 2014
Rozdział 4 - Nie, nie odpuszczę cz.2
Wiem, że krótki, ale przygotowuję się do stworzenia zakładki "bohaterowie". Żebym to ja jeszcze wiedziała jak ;) ALE serio nie wiem. Więc jak wiecie, nie obrażę się jak ktoś napisze.
________________________________________________________________________________
-Nie odpuścisz?
-Nie
-Dobrze, a więc.. - tu zrobił przerwę - klucze od piwnicy zniknęły i Nataniel podejrzewa o to Kasa - pokręciłam głową z dezaprobatą.
-Powiedzmy, że ci wierzę. Jaki miałeś powód, by to ukrywać? - otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mu Kastiel, który przybiegł z telefonem w ręce.
-Mam zdjęcie! - no co ty !?! W życiu bym się nie domyśliła.
-Pokaż - rozkazałam. Z wyrazem tryumfu na twarzy pokazał zdjęcie, na którym Ana całuje go w policzek. Uśmiechnęłam się w duchu. A więc jednak.
-I czego się tak szczerzysz? To dopiero jedno zdjęcie, zostało ci jeszcze dziewiętnaście - mina mu trochę zrzedła. Bosz, jaki debil. W liceum są dwie klasy pierwsze, gdzie łącznie jest dwadzieścia jeden dziewczyn. Oczywiście celowo powiedziałam dwadzieścia, pomijając siebie. Niby taki cwany, a nie zorientował się nawet, że go w konia zrobiłam.
-OK, ale idziemy na te lody, czy nie? - zapytał Lysander. Wyglądał na zniecierpliwionego.
-Śpieszy ci gdzieś? - zapytałam. Zabawnie wyglądał gdy tak nerwowo skubał koszulę.
-Ee., nie..
-Mniejsza. W takim razie prowadź. Ja nie znam za dobrze miasta.
-Hm?
-Przeprowadziłem się niedawno, w wakacje.
-Spoko.
Szliśmy tak, rozmawiając i co chwila wybuchając śmiechem z powodu uwag Kasa co do wyglądu mijanych osób. Od razu złapałam z nimi świetny kontakt.
Kastiel może wydawać się gburowatym, raczej nieskorym do rozmów chamem, ale gdy pozna się go bliżej, jest całkiem zabawną rudą małpą.
Lysander jest raczej miły, nie jest jednak tak sztywny, jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. W sumie obaj są raczej sympatyczni. Każdy po prostu na swój sposób.
Doszliśmy do lodziarni. Szczerze mówiąc, lody niezbyt przypadły mi do gustu, ale i tak świetnie się bawiłam. Po przyjściu do domu znów zaczęłam zastanawiać się, co chcą ukryć. Będę musiała zapytać się jutro Kastiela, o co caman. A więc postanowione. Z takimi myślami wzięłam prysznic i zasnęłam.
________________________________________________________________________________
-Nie odpuścisz?
-Nie
-Dobrze, a więc.. - tu zrobił przerwę - klucze od piwnicy zniknęły i Nataniel podejrzewa o to Kasa - pokręciłam głową z dezaprobatą.
-Powiedzmy, że ci wierzę. Jaki miałeś powód, by to ukrywać? - otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mu Kastiel, który przybiegł z telefonem w ręce.
-Mam zdjęcie! - no co ty !?! W życiu bym się nie domyśliła.
-Pokaż - rozkazałam. Z wyrazem tryumfu na twarzy pokazał zdjęcie, na którym Ana całuje go w policzek. Uśmiechnęłam się w duchu. A więc jednak.
-I czego się tak szczerzysz? To dopiero jedno zdjęcie, zostało ci jeszcze dziewiętnaście - mina mu trochę zrzedła. Bosz, jaki debil. W liceum są dwie klasy pierwsze, gdzie łącznie jest dwadzieścia jeden dziewczyn. Oczywiście celowo powiedziałam dwadzieścia, pomijając siebie. Niby taki cwany, a nie zorientował się nawet, że go w konia zrobiłam.
-OK, ale idziemy na te lody, czy nie? - zapytał Lysander. Wyglądał na zniecierpliwionego.
-Śpieszy ci gdzieś? - zapytałam. Zabawnie wyglądał gdy tak nerwowo skubał koszulę.
-Ee., nie..
-Mniejsza. W takim razie prowadź. Ja nie znam za dobrze miasta.
-Hm?
-Przeprowadziłem się niedawno, w wakacje.
-Spoko.
Szliśmy tak, rozmawiając i co chwila wybuchając śmiechem z powodu uwag Kasa co do wyglądu mijanych osób. Od razu złapałam z nimi świetny kontakt.
Kastiel może wydawać się gburowatym, raczej nieskorym do rozmów chamem, ale gdy pozna się go bliżej, jest całkiem zabawną rudą małpą.
Lysander jest raczej miły, nie jest jednak tak sztywny, jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. W sumie obaj są raczej sympatyczni. Każdy po prostu na swój sposób.
Doszliśmy do lodziarni. Szczerze mówiąc, lody niezbyt przypadły mi do gustu, ale i tak świetnie się bawiłam. Po przyjściu do domu znów zaczęłam zastanawiać się, co chcą ukryć. Będę musiała zapytać się jutro Kastiela, o co caman. A więc postanowione. Z takimi myślami wzięłam prysznic i zasnęłam.
środa, 11 czerwca 2014
Rozdział 3 - Nie, nie odpuszczę
No, i macie rozdział :D Z dedykiem dla Agi, która bardzo mi pomogła :)
__________________________________________________________
Rozsunęłam drzwi prowadzące do mojego pokoju. Nie był duży, bo ja też dużego nie potrzebowałam. Utrzymany był w kolorach delikatnej żółci i pomarańczy. Po prawej stronie stało łóżko, a obok niego drewniana szafka nocna. Następnie przy ścianie stało biurko, a obok znajdowało się sporych rozmiarów okno. Po przeciwnej stronie wbudowana w ścianę stała szafa na ubrania, których w sumie jakoś specjalnie dużo nie miałam.
Ziewnęłam. Fakt, jestem po ciężkich przejściach emocjonalnych do których zalicza się szok po odkryciu, że jestem uważana za przedstawiciela płci męskiej. Wstałam i podeszłam do lustra zamocowanego na drzwiach szafy. Jakoś specjalnie brzydka to ja nie byłam. Stwierdzam, że chodzę do jakiejś patologicznej szkoły. Ale lepsza taka niż inna...
Po wzięciu odprężającej kąpieli, wtuliłam się w pościel w moim łóżku. Spojrzałam na wyświetlacz komórki- 23.34 . Czyli w sumie przyzwoita godzina. odłożyłam komórkę na szafkę, i oddałam się w objęcia morfeusza.
Posłusznie udałam się do przedpokoju i ubrałam buty.
-A właśnie, Ana - usłyszałam za sobą głos Haruki.
-Hm?
-Wczoraj założyłam się z takim jednym gościem, że cyknie sobie zdjęcie z każdą dziewczyną z pierwszej klasy..
-I?
-..jak się całują - w pierwszej chwili nie rozumiałam, o co jej chodzi, ale zaraz dotarło do mnie, co powiedziała.
-Haruka... nie wnikam, czym się kierowałaś, ale nie zamierzam..
-Nie chcesz, to nie. Wątpię, żeby jego zdolności uwodzicielskie były tak dobre, jak mówi.
-Ok.. ale czegoś nadal tu nie rozumiem. Założył się z TOBĄ?
-Założył się z chłopakiem o imieniu Haruka - zrozumiałam przekaz. Już wiele razy razem Haru robiłyśmy sobie jaja z ludzi w ten sposób. Uśmiechnęłam się na wspomnienie zdziwionych min przechodniów. Stare, dobre czasy. Trzeba to będzie kiedyś powtórzyć.
-O co się zakładaliście?
-O dowolne życzenie wygranego - zamilkłyśmy, i do końca drogi się nie odzywałyśmy
-Hej, Haru-chan, może pokażesz mi tego kolesia, z którym się założyłaś? - może nie jest taki zły. Doskonale przecież wiedziałam, że Haruka chce go zaskoczyć na samym końcu, gdy będzie myślał, że wygra. Rozumiałyśmy się bez słów.
~Haruka~
Wiedziałam, że zrozumiała. Przekroczyłyśmy właśnie bramę, gdy usłyszałam stłumione okrzyki. Spojrzałyśmy na siebie znacząco, i pobiegłyśmy w stronę sporego tłumu uczniów.
-Eej! Co się tam dzieje? - zapytałam najbliżej stojącą osobę. Okazała się nią być wysoka białowłosa dziewczyna o żółtych oczach. Kolejna. Czyli złote oczy są tak rzadkie tylko w moich stronach.
-Ach.., Nataniel i Kastiel się pokłócili.- Nataniel, Nataniel.. gdzieś już słyszałam to imię... A tak, to przecież ten blondyn!-A tak w ogóle, to jestem Rozalia-wyciągnęła rękę w moją stronę
-Haruka, miło mi-uścisnęłam jej dłoń.-nie powinnyśmy czegoś zrobić?
-W sumie. Ale chyba nieprędko się przepchniemy przez ten tłum.-na szczęście nie musiałyśmy nad tym myśleć, bo przyszedł nauczyciel i sprzątnął całe towarzystwo, a Kasa i Nata zabrał "Na poważną rozmowę".
Rozmyślałam nad wydarzeniami tego ranka już w sali lekcyjnej, podczas gdy nauczycielka ględziła coś o wojnie światowej. Po dzwonku od razu udałam się na dziedziniec, gdzie zgodnie z moimi podejrzeniami, znalazłam Kasa w towarzystwie Lysandra.
-O co poszło? - spytałam bez ogródek. W odpowiedzi Kastiel tylko mruknął coś niezrozumiale, więc przeniosłam pytający wzrok na Lysa.
-O nic szczególnego - odpowiedział wymijająco. Najwyraźniej chcą coś ukryć.
-Ok, nie wnikam. A tak w ogóle, chcę przedstawić wam moją znajomą - tu wskazałam na Aną, która pojawiła się obok mnie dosłownie znikąd.
-Cześć, jestem Annie, dla znajomych Ana - posłała im swój uśmiech, który topił nawet najtwardsze serca. Widziałam, jak Kasowi oczy wręcz wyszły na jej widok. No cóż, nie ma się co dziwić. Ana była kobietą hojnie obdarzoną przez naturę, która nie ukrywała swoich atutów. Miała gęste blond loki, była smukła, giętka i miła. Należ też dodać, że już podstawówce oglądało się za nią pół szkoły, jeśli nie więcej.
Reszta dnia minęła raczej zwyczajnie. Po ostatniej lekcji spakowałam się i wyszłam z budynku. Pod drzewem dojrzałam Lysandra, pochylał się nad jakimś zeszytem. Podeszłam do niego. Podniósł głowę, gdy usłyszał moje kroki.
-Co piszesz? - zapytałam. Zamknął zeszyt i schował do torby przewieszonej przez ramię.
-Tajemnica - uśmiechnął się. - Gorąco dzisiaj - spojrzał przy tym w niebo. Powtórzyłam ten gest, i tak razem przyglądaliśmy się chmurom.
-Idziemy na lody? - zapytałam, dalej przyglądając się niebu.
-Czemu nie - odpowiedział, również nie zaprzestając czynności.
-Czekamy na Kasa, czy bez niego ?
-Dziś zostaje po lekcjach, więc bez - wreszcie ruszyliśmy się i wyszliśmy z terenu szkoły. Szliśmy chwilę w milczeniu, gdy postanowiłam wreszcie wydusić z niego to, co chciałam wiedzieć. Jak nie po dobroci, to po złości.
-Nie umiesz kłamać - zaczęłam. Spojrzał na mnie zaskoczony. Prychnęłam - wiem przecież, że coś ukrywacie. Głupi to je nie jestem - tu spojrzałam na niego przenikliwym wzrokiem.
-Nie odpuścisz? - zapytał zrezygnowany.
-Nie.
__________________________________________________________
Rozsunęłam drzwi prowadzące do mojego pokoju. Nie był duży, bo ja też dużego nie potrzebowałam. Utrzymany był w kolorach delikatnej żółci i pomarańczy. Po prawej stronie stało łóżko, a obok niego drewniana szafka nocna. Następnie przy ścianie stało biurko, a obok znajdowało się sporych rozmiarów okno. Po przeciwnej stronie wbudowana w ścianę stała szafa na ubrania, których w sumie jakoś specjalnie dużo nie miałam.
Ziewnęłam. Fakt, jestem po ciężkich przejściach emocjonalnych do których zalicza się szok po odkryciu, że jestem uważana za przedstawiciela płci męskiej. Wstałam i podeszłam do lustra zamocowanego na drzwiach szafy. Jakoś specjalnie brzydka to ja nie byłam. Stwierdzam, że chodzę do jakiejś patologicznej szkoły. Ale lepsza taka niż inna...
Po wzięciu odprężającej kąpieli, wtuliłam się w pościel w moim łóżku. Spojrzałam na wyświetlacz komórki- 23.34 . Czyli w sumie przyzwoita godzina. odłożyłam komórkę na szafkę, i oddałam się w objęcia morfeusza.
Ze snu obudziło mnie natrętne pikanie. Szósta rano. Przeciągnęłam się i niespiesznie wstałam z łózka. Podeszłam do szafy. Co by tu.. O! Może tą sukie.. a, tak. Udaję faceta. Po co ja to w sumie robię?
- Założyłam się Kastielem
- Zawsze chciałam przetestować swoje zdolności aktorskie
- Chcę zobaczyć jego minę, gdy odkryje moją prawdziwą płeć
Trzy powody wystarczą, by kontynuować przebierankę. A więc co by tu ubrać? W końcu wybrałam luźne, trochę poprzecierane jeansy i czarny podkoszulek z czerwoną czachą. Szósta czterdzieści pięć. Wzięłam ubrania i weszłam pod prysznic. Po umyciu się, umyłam włosy i ubrałam się w pzygotowane wcześniej ciuchy. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Zanim jednak coś zobaczyłam, poczułam charakterystyczny zapach spalenizny.
-Ana!! - krzyknęłam. Byłam na sto procent pewna, że to ona za tym stoi. Kto jak kto, ale Ana talentu kucharskiego za grosz nie miała.
-Co? - zapytała Ana. Normalnie kamień spadł mi z serca. Ucierpiała tylko jajecznica.
-Oj, Ana, Ana.. - westchnęłam-następnym razem jak będziesz chciała coś ugotować, to racz mnie o tym poinformować-pokręciłam głową z pobłażaniem-daj, ja coś ugotuję.
Z szafki wyciągnęłam chleb, ser, dżem i szynkę. Dwie kromki wsadziłam do tostera, a dwie posmarowałam masłem i położyłam na nich szynkę. Gdy tosty wyskoczyły z tostera, położyłam je na talerzu. Jedną potraktowałam dżemem, a drugą serem. Gdy wszystko było gotowe, położyłam talerz na stole.
-No, toś się wysiliła - prychnęła Ana - kanapki to ja też umiem zrobić. - uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ciesz się, że w ogóle ci gotuję. Mam ci przypominać, jak to się zkończyło, gdy chciałaś zrobić tosty?
-Dobra, wygrałaś. Przepraszam - spojrzała na mnie z winą niewiniątka.
-Chodź już lepiej, bo się spóźnimy. Na tym gotowaniu zleciało nam sporo czasu. Jest już siódma dwadzieścia, a do szkoły mamy daleko.
~Ana~Posłusznie udałam się do przedpokoju i ubrałam buty.
-A właśnie, Ana - usłyszałam za sobą głos Haruki.
-Hm?
-Wczoraj założyłam się z takim jednym gościem, że cyknie sobie zdjęcie z każdą dziewczyną z pierwszej klasy..
-I?
-..jak się całują - w pierwszej chwili nie rozumiałam, o co jej chodzi, ale zaraz dotarło do mnie, co powiedziała.
-Haruka... nie wnikam, czym się kierowałaś, ale nie zamierzam..
-Nie chcesz, to nie. Wątpię, żeby jego zdolności uwodzicielskie były tak dobre, jak mówi.
-Ok.. ale czegoś nadal tu nie rozumiem. Założył się z TOBĄ?
-Założył się z chłopakiem o imieniu Haruka - zrozumiałam przekaz. Już wiele razy razem Haru robiłyśmy sobie jaja z ludzi w ten sposób. Uśmiechnęłam się na wspomnienie zdziwionych min przechodniów. Stare, dobre czasy. Trzeba to będzie kiedyś powtórzyć.
-O co się zakładaliście?
-O dowolne życzenie wygranego - zamilkłyśmy, i do końca drogi się nie odzywałyśmy
-Hej, Haru-chan, może pokażesz mi tego kolesia, z którym się założyłaś? - może nie jest taki zły. Doskonale przecież wiedziałam, że Haruka chce go zaskoczyć na samym końcu, gdy będzie myślał, że wygra. Rozumiałyśmy się bez słów.
~Haruka~
Wiedziałam, że zrozumiała. Przekroczyłyśmy właśnie bramę, gdy usłyszałam stłumione okrzyki. Spojrzałyśmy na siebie znacząco, i pobiegłyśmy w stronę sporego tłumu uczniów.
-Eej! Co się tam dzieje? - zapytałam najbliżej stojącą osobę. Okazała się nią być wysoka białowłosa dziewczyna o żółtych oczach. Kolejna. Czyli złote oczy są tak rzadkie tylko w moich stronach.
-Ach.., Nataniel i Kastiel się pokłócili.- Nataniel, Nataniel.. gdzieś już słyszałam to imię... A tak, to przecież ten blondyn!-A tak w ogóle, to jestem Rozalia-wyciągnęła rękę w moją stronę
-Haruka, miło mi-uścisnęłam jej dłoń.-nie powinnyśmy czegoś zrobić?
-W sumie. Ale chyba nieprędko się przepchniemy przez ten tłum.-na szczęście nie musiałyśmy nad tym myśleć, bo przyszedł nauczyciel i sprzątnął całe towarzystwo, a Kasa i Nata zabrał "Na poważną rozmowę".
Rozmyślałam nad wydarzeniami tego ranka już w sali lekcyjnej, podczas gdy nauczycielka ględziła coś o wojnie światowej. Po dzwonku od razu udałam się na dziedziniec, gdzie zgodnie z moimi podejrzeniami, znalazłam Kasa w towarzystwie Lysandra.
-O co poszło? - spytałam bez ogródek. W odpowiedzi Kastiel tylko mruknął coś niezrozumiale, więc przeniosłam pytający wzrok na Lysa.
-O nic szczególnego - odpowiedział wymijająco. Najwyraźniej chcą coś ukryć.
-Ok, nie wnikam. A tak w ogóle, chcę przedstawić wam moją znajomą - tu wskazałam na Aną, która pojawiła się obok mnie dosłownie znikąd.
-Cześć, jestem Annie, dla znajomych Ana - posłała im swój uśmiech, który topił nawet najtwardsze serca. Widziałam, jak Kasowi oczy wręcz wyszły na jej widok. No cóż, nie ma się co dziwić. Ana była kobietą hojnie obdarzoną przez naturę, która nie ukrywała swoich atutów. Miała gęste blond loki, była smukła, giętka i miła. Należ też dodać, że już podstawówce oglądało się za nią pół szkoły, jeśli nie więcej.
Reszta dnia minęła raczej zwyczajnie. Po ostatniej lekcji spakowałam się i wyszłam z budynku. Pod drzewem dojrzałam Lysandra, pochylał się nad jakimś zeszytem. Podeszłam do niego. Podniósł głowę, gdy usłyszał moje kroki.
-Co piszesz? - zapytałam. Zamknął zeszyt i schował do torby przewieszonej przez ramię.
-Tajemnica - uśmiechnął się. - Gorąco dzisiaj - spojrzał przy tym w niebo. Powtórzyłam ten gest, i tak razem przyglądaliśmy się chmurom.
-Idziemy na lody? - zapytałam, dalej przyglądając się niebu.
-Czemu nie - odpowiedział, również nie zaprzestając czynności.
-Czekamy na Kasa, czy bez niego ?
-Dziś zostaje po lekcjach, więc bez - wreszcie ruszyliśmy się i wyszliśmy z terenu szkoły. Szliśmy chwilę w milczeniu, gdy postanowiłam wreszcie wydusić z niego to, co chciałam wiedzieć. Jak nie po dobroci, to po złości.
-Nie umiesz kłamać - zaczęłam. Spojrzał na mnie zaskoczony. Prychnęłam - wiem przecież, że coś ukrywacie. Głupi to je nie jestem - tu spojrzałam na niego przenikliwym wzrokiem.
-Nie odpuścisz? - zapytał zrezygnowany.
-Nie.
niedziela, 18 maja 2014
Rozdział 2 - Nie, nie jestem chłopcem..
Przekroczyłyśmy bramę oddzielającą szkołę i wolność.
- Ja pójdę na rozpoczęcie, a ty załatw papiery-no tak, nie złożyłam jeszcze dokumentów.
Stałam na sporych rozmiarów dziedzińcu na wprost drzwi wejściowych. Rozglądnęłam się. Żadnych innych drzwi. No tak, czego ty się spodziewałaś ?!? Po prostu odezwał się mój instynkt agentki. Jeśli to możliwe, nie wchodź głównymi drzwiami, wchodząc zwrócisz na siebie uwagę.
Zebrałam się w sobie, szybko przeszłam przez dziedziniec i pchnęłam drzwi. Moim oczom ukazał się dość jasny korytarz z szafkami po obu stronach. Gdzie ja to miałam iść..? A, tak, do pokoju gospodarzy. Trafić tam trudno nie było. Zadanie znacznie ułatwiła tabliczka powieszona na drzwiach : Pokój Gospodarzy. Nacisnęłam klamkę i weszłam do jasnego pomieszczenia z kilkoma biurkami. Przy jednym z nich siedział pochylony nad jakimiś papierami blondyn.
-Ekh..em ?-podniósł głowę. Miał złote oczy, co trochę zbiło mnie z tropu. W końcu nie często spotyka się ludzi ze złotymi oczami. No dobra, sama mam takie, ale mimo wszystko.
-Ty jesteś tym nowym uczniem? - z zamyślenia wyrwał mnie głos wyżej wymienionego.
-Eee..-o czym to ja miałam? A, tak - Zapisywałam się w wakacje- dziwnie na mnie spojrzał. No co, w wakacje zapisywać się nie wolno ?!?-przyniosłam teczkę, tak jak mi powiedziano.
-Hm.. dobrze-wziął ode mnie teczkę i obejrzał jej zawartość-dobrze, wszystko jest. To twój plan lekcji, zajęcia zaczynają się za godzinę, teraz trwa apel - kiwnęłam głową i wyszłam. Ciekawe do jakiej klasy mnie przydzielili. Spojrzałam na kartkę. 1 'C'. Przechodziłam właśnie koło sali gimnastycznej, gdy usłyszałam
-Witam wszystkich pierwszoklasistów !-dalej nie słuchałam. I tak nie zamierzam tam iść. Nigdy nie lubiłam takich uroczystości. Tą godzinę mogę przesiedzieć na dziedzińcu.
W tym momencie poczułam wibrowanie w kieszeni. Wyciągnęłam(nową oczywiście) komórkę i spojrzałam na wyświetlacz: T-mobile-za każde kolejne doładowanie-nie czytałam dalej tylko skasowałam wiadomość. Nagle wpadłam na kogoś, a ściślej mówiąc na czyjeś plecy
-Uważaj jak łazisz !-powitał mnie niezbyt przyjemny głos. Spojrzałam na właściciela- brązowe oczy, prosty nos, i to, co rzucało się w oczy najbardziej-czerwone włosy. Nie daję mu więcej jak 18 lat.
-Sam uważaj ruda małpo! - no wkurzył mnie facet. Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym furii.
-Jak mnie nazwałaś ?!?-nie dość, że debil, to jeszcze głuchy.
-Rudą małpą, a co ?-zrobiłam minę niewiniątka-przecież nią jesteś- teraz moją twarz zdobił wredny uśmiech.
-Uważaj na słowa mały, bo to może się dla ciebie źle skończyć-powiedział to z tak zadziornym uśmieszkiem, że poczułam, że wszystko się we mnie gotuje.
-Posłuchaj-siliłam się na spokojny ton głosu-jeśli w przeciągu 5 sekund nie zejdziesz mi z drogi, dostanie z prawego sierpowego.
- Pff.. grozisz mi? Co takie chucherko jak ty może mi zrobić?-Oj, zdziwisz się-lepiej wracaj na lekcje.-zamachnęłam się z zamiarem spełnienia obietnicy, ale w tym momencie zadzwonił dzwonek.
-Masz szczęście-rzuciłam i nieśpiesznie oddaliłam się na lekcje.Pierwsza z kolei była matma. Później angielski, przyroda i WOS. Wreszcie mogłam wyjść ze szkoły. Ale nie dane mi było zaznać spokoju, bo - znowu - na kogoś wpadłam. Tym razem jednak porządnie, bo wylądowałam na ziemi. Pomasowałam się po głowie, gdy trafiłam na mały guz. Z nieukrywaną niechęcią spojrzałam na mojego 'oprawcę'. Natrafiłam na spojrzenie pary najdziwniejszych oczy, jakie kiedykolwiek widziałam. Jedno było brązowozłote, a drugie niebieskie. Trwałam tak chyba dobrą chwilę, bo z transu wyrwał mnie przyjemny głos
-Nic ci się nie stało?
-EEem... nie, nic. Po prostu zauważyłam, że masz różnokolorowe oczy - popatrzył się na mnie w taki sam sposób, jak ten blondyn rano. To zaczyna być niepokojące.
-Lysander - wyciągnął dłoń w moim kierunku
-Haruka - uścisnęłam jego dłoń. Z oczu wzrok przeniosłam na włosy. Białe z czarnymi końcówkami. Ekscentryk znaczy. Z resztą ubiór też normalniejszy nie był. Jak żywcem wyjęty z epoki wiktoriańskiej.- Masz dziwne włosy i ubranie-nie ma to jak walić prosto z mostu. No cóż, taka jestem. Mówię ludziom co o nich myślę prosto w twarz.
-A ty masz dziwne imię i oczy - w jego oczach dostrzegłam błysk wesołości. Uśmiechnęłam się.
- Moje oczy mnie samą zastanawiają, a co do imienia, rozumiem cię. Haruka to imię pochodzenia azjatyckiego, nie często spotykane tutaj.
-Mimo wszystko to dziwne imię jak dla chłopaka.
-Jest to imię zarówno damskie, jak i męskie. Znaczy, jest to imię damskie, ale chłopcy też mogą...-zaraz, zaraz moment !! Czy on właśnie powiedział ''jak dla chłopca'' ? To znaczy że on uważa, że ja...?
-Choć, przedstawię cię mojemu kumplowi- dalej stałam jak słup soli, więc wziął mnie z ramię i pociągnął. Był to dla mnie zbyt wielki szok. Co prawda czasami kilka osób brało mnie za chłopaka, ale czemu tutaj..? W szkole, gdzie będę musiała spędzić całe 4 lata !?!
Gdy tak mnie ciągnął, usłyszałam znajomy głos
-Ta, każda może być moja. Po prostu lecą na mnie... Mph, tak wszystkie, bez wyjątku.-jak, się okazało, Pan Ruda Małpa. Jak on śmie..!?!
-A założysz się !? - musiałam, po prostu musiałam- że do końca pierwszego semestru zaliczysz wszystkie dziewczyny z pierwszej klasy ?!?
-Eee.. Kastiel, to Haruka, Haruka, to Kastiel - przedstawił nas sobie mój kolorowooki znajomy.
- Z chęcią- odparł ignorując Lysandra Kastiel.
- Na dowód z każdą zrób sobie fotkę jak się całujecie, czy coś
-Czy coś ..?-zapytał ze zboczoną miną czerwonowłosy.
-Ee.. NIE ! Wystarczy całowanie się. Przegrany musi spełnić dowolne życzenie wygranego. Nawet najbardziej dziwne, takie jak przyjście do szkoły w tylko różowych bokserkach.-mina mu trochę zrzedła, ale szybko odzyskał rezon. Uścisnęliśmy sobie dłonie na znak zakładu.
-Lysander, będziesz świadkiem. W razie czego będziesz musiał zmusić Kastiela do założenia tych różowych bokserek-uśmiechnęłam się zadziornie. Białowłosy zaśmiał się cicho. Kastiel na bank uważa mnie za chłopaka. To tylko kwestia czasu, aż wygram. Do tego czasu będę udawać chłopaka, to nie powinno być trudne.
-Jak było w szkole?-po powrocie zapytała Ana.
-Świetnie, wręcz fantastycznie-odparłam-jak na razie każdy, kogo znam uważa mnie za chłopaka.
- Ja pójdę na rozpoczęcie, a ty załatw papiery-no tak, nie złożyłam jeszcze dokumentów.
Stałam na sporych rozmiarów dziedzińcu na wprost drzwi wejściowych. Rozglądnęłam się. Żadnych innych drzwi. No tak, czego ty się spodziewałaś ?!? Po prostu odezwał się mój instynkt agentki. Jeśli to możliwe, nie wchodź głównymi drzwiami, wchodząc zwrócisz na siebie uwagę.
Zebrałam się w sobie, szybko przeszłam przez dziedziniec i pchnęłam drzwi. Moim oczom ukazał się dość jasny korytarz z szafkami po obu stronach. Gdzie ja to miałam iść..? A, tak, do pokoju gospodarzy. Trafić tam trudno nie było. Zadanie znacznie ułatwiła tabliczka powieszona na drzwiach : Pokój Gospodarzy. Nacisnęłam klamkę i weszłam do jasnego pomieszczenia z kilkoma biurkami. Przy jednym z nich siedział pochylony nad jakimiś papierami blondyn.
-Ekh..em ?-podniósł głowę. Miał złote oczy, co trochę zbiło mnie z tropu. W końcu nie często spotyka się ludzi ze złotymi oczami. No dobra, sama mam takie, ale mimo wszystko.
-Ty jesteś tym nowym uczniem? - z zamyślenia wyrwał mnie głos wyżej wymienionego.
-Eee..-o czym to ja miałam? A, tak - Zapisywałam się w wakacje- dziwnie na mnie spojrzał. No co, w wakacje zapisywać się nie wolno ?!?-przyniosłam teczkę, tak jak mi powiedziano.
-Hm.. dobrze-wziął ode mnie teczkę i obejrzał jej zawartość-dobrze, wszystko jest. To twój plan lekcji, zajęcia zaczynają się za godzinę, teraz trwa apel - kiwnęłam głową i wyszłam. Ciekawe do jakiej klasy mnie przydzielili. Spojrzałam na kartkę. 1 'C'. Przechodziłam właśnie koło sali gimnastycznej, gdy usłyszałam
-Witam wszystkich pierwszoklasistów !-dalej nie słuchałam. I tak nie zamierzam tam iść. Nigdy nie lubiłam takich uroczystości. Tą godzinę mogę przesiedzieć na dziedzińcu.
W tym momencie poczułam wibrowanie w kieszeni. Wyciągnęłam(nową oczywiście) komórkę i spojrzałam na wyświetlacz: T-mobile-za każde kolejne doładowanie-nie czytałam dalej tylko skasowałam wiadomość. Nagle wpadłam na kogoś, a ściślej mówiąc na czyjeś plecy
-Uważaj jak łazisz !-powitał mnie niezbyt przyjemny głos. Spojrzałam na właściciela- brązowe oczy, prosty nos, i to, co rzucało się w oczy najbardziej-czerwone włosy. Nie daję mu więcej jak 18 lat.
-Sam uważaj ruda małpo! - no wkurzył mnie facet. Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym furii.
-Jak mnie nazwałaś ?!?-nie dość, że debil, to jeszcze głuchy.
-Rudą małpą, a co ?-zrobiłam minę niewiniątka-przecież nią jesteś- teraz moją twarz zdobił wredny uśmiech.
-Uważaj na słowa mały, bo to może się dla ciebie źle skończyć-powiedział to z tak zadziornym uśmieszkiem, że poczułam, że wszystko się we mnie gotuje.
-Posłuchaj-siliłam się na spokojny ton głosu-jeśli w przeciągu 5 sekund nie zejdziesz mi z drogi, dostanie z prawego sierpowego.
- Pff.. grozisz mi? Co takie chucherko jak ty może mi zrobić?-Oj, zdziwisz się-lepiej wracaj na lekcje.-zamachnęłam się z zamiarem spełnienia obietnicy, ale w tym momencie zadzwonił dzwonek.
-Masz szczęście-rzuciłam i nieśpiesznie oddaliłam się na lekcje.Pierwsza z kolei była matma. Później angielski, przyroda i WOS. Wreszcie mogłam wyjść ze szkoły. Ale nie dane mi było zaznać spokoju, bo - znowu - na kogoś wpadłam. Tym razem jednak porządnie, bo wylądowałam na ziemi. Pomasowałam się po głowie, gdy trafiłam na mały guz. Z nieukrywaną niechęcią spojrzałam na mojego 'oprawcę'. Natrafiłam na spojrzenie pary najdziwniejszych oczy, jakie kiedykolwiek widziałam. Jedno było brązowozłote, a drugie niebieskie. Trwałam tak chyba dobrą chwilę, bo z transu wyrwał mnie przyjemny głos
-Nic ci się nie stało?
-EEem... nie, nic. Po prostu zauważyłam, że masz różnokolorowe oczy - popatrzył się na mnie w taki sam sposób, jak ten blondyn rano. To zaczyna być niepokojące.
-Lysander - wyciągnął dłoń w moim kierunku
-Haruka - uścisnęłam jego dłoń. Z oczu wzrok przeniosłam na włosy. Białe z czarnymi końcówkami. Ekscentryk znaczy. Z resztą ubiór też normalniejszy nie był. Jak żywcem wyjęty z epoki wiktoriańskiej.- Masz dziwne włosy i ubranie-nie ma to jak walić prosto z mostu. No cóż, taka jestem. Mówię ludziom co o nich myślę prosto w twarz.
-A ty masz dziwne imię i oczy - w jego oczach dostrzegłam błysk wesołości. Uśmiechnęłam się.
- Moje oczy mnie samą zastanawiają, a co do imienia, rozumiem cię. Haruka to imię pochodzenia azjatyckiego, nie często spotykane tutaj.
-Mimo wszystko to dziwne imię jak dla chłopaka.
-Jest to imię zarówno damskie, jak i męskie. Znaczy, jest to imię damskie, ale chłopcy też mogą...-zaraz, zaraz moment !! Czy on właśnie powiedział ''jak dla chłopca'' ? To znaczy że on uważa, że ja...?
-Choć, przedstawię cię mojemu kumplowi- dalej stałam jak słup soli, więc wziął mnie z ramię i pociągnął. Był to dla mnie zbyt wielki szok. Co prawda czasami kilka osób brało mnie za chłopaka, ale czemu tutaj..? W szkole, gdzie będę musiała spędzić całe 4 lata !?!
Gdy tak mnie ciągnął, usłyszałam znajomy głos
-Ta, każda może być moja. Po prostu lecą na mnie... Mph, tak wszystkie, bez wyjątku.-jak, się okazało, Pan Ruda Małpa. Jak on śmie..!?!
-A założysz się !? - musiałam, po prostu musiałam- że do końca pierwszego semestru zaliczysz wszystkie dziewczyny z pierwszej klasy ?!?
-Eee.. Kastiel, to Haruka, Haruka, to Kastiel - przedstawił nas sobie mój kolorowooki znajomy.
- Z chęcią- odparł ignorując Lysandra Kastiel.
- Na dowód z każdą zrób sobie fotkę jak się całujecie, czy coś
-Czy coś ..?-zapytał ze zboczoną miną czerwonowłosy.
-Ee.. NIE ! Wystarczy całowanie się. Przegrany musi spełnić dowolne życzenie wygranego. Nawet najbardziej dziwne, takie jak przyjście do szkoły w tylko różowych bokserkach.-mina mu trochę zrzedła, ale szybko odzyskał rezon. Uścisnęliśmy sobie dłonie na znak zakładu.
-Lysander, będziesz świadkiem. W razie czego będziesz musiał zmusić Kastiela do założenia tych różowych bokserek-uśmiechnęłam się zadziornie. Białowłosy zaśmiał się cicho. Kastiel na bank uważa mnie za chłopaka. To tylko kwestia czasu, aż wygram. Do tego czasu będę udawać chłopaka, to nie powinno być trudne.
-Jak było w szkole?-po powrocie zapytała Ana.
-Świetnie, wręcz fantastycznie-odparłam-jak na razie każdy, kogo znam uważa mnie za chłopaka.
wtorek, 6 maja 2014
Rozdział 1- Tak, jestem poszukiwana...
Poczułam na twarzy ciepłe promienie słońca. Spojrzałam na zegarek. 6 rano. Ziewnęłam i wstałam. Dwa i pół roku wstawania przed siódmą dały swoje. Otworzyłam szafę. Lekcje zaczynam dopiero o ósmej, mam jeszcze dużo czasu. Wybrałam biały T-shirt, czerwone spodnie i zielony żakiet, a przynajmniej coś w stylu żakietu. Cholera ! Co z tego, że uciekłam, skoro i tak noszę szkolny mundurek ?!? Ech.. Poddaję się. Przynajmniej jak napadną mnie uzbrojeni po zęby kolesie, mam jak się bronić.
Przybliżę wam może ubiór obowiązujący na terenie gimnazjum dla Agentów;
Każda sekcja ma swój mundurek, ale każdy jest kuloodporny, ze specjalnymi schowkami na broń. W przypadku sekcji szturmowej dwa małe pistolety, schowane w okolicach kieszeni.
Wzięłam ubrania i poszłam wziąć prysznic po 20 minutach byłam ubrana i uczesana, chociaż w moim przypadku czesanie nie było potrzebne.
W gimnazjum (wiadomo o którym mowa) było kilka sekcji m. in. szturmowa, saperska lub kaskaderska. Ja miałam tą ''przyjemność" należeć do tej pierwszej. Szkolono mnie do zadań specjalnych, oprócz tego kilka sztuk walki i obowiązkowa umiejętność obsługiwania broni palnej. Co do włosów zasady były proste: włosy dłuższe niż za uszy nie były tolerowane. Dla tego też wyglądam jak chłopak, bo uparte nie chcą rosnąć. W sumie, gdyby były dłuższe, byłabym całkiem ładna. Przynajmniej tak twierdzi Ana. Właśnie, Ana. To moja najlepsza przyjaciółka. Poznałyśmy się jeszcze w gimnazjum. Zawsze zazdrościłam jej wyglądu. Wysoka, miała blond loki za łopatki i złote oczy. Takie same jak moje. Z tą różnicą, że moje włosy to nierozgarnięte kasztanowe kosmyki.
Zastanawiacie się pewnie, jakim sposobem ma długie włosy, skoro chodziłyśmy do jednego gimnazjum ? Otóż odpowiedź jest prosta: sekcja kaskaderska. Sama nie rozumiem, na czym polega różnica sekcji kaskaderskiej względem innych sekcji, która pozwala jej członkom na noszenie długich włosów. Po prostu chamstwo w państwie. Dobra, dość użalania się nad sobą. Wychodzę.
-Czekaj !! - dopadła mnie moja współlokatorka-pójdziemy do szkoły razem.
-Czemy nie.-Właśnie, zapomniałabym. Annie (bo tak brzmi jej pełne imię) jest już pełnoprawną Agentką. Tak, żeby być agentem, nie trzeba skończyć specjalnego liceum. Pełnoletnim też nie trzeba być. W sumie ja też bym była, ale uciekłam przed końcem roku.
-(...) Ale i tak czytali cię jako jedną z lepszych uczniów.- no nie powiem, pochlebiło mi to.(...)
-Haruhi!!- nie cierpię, gdy ktoś mnie tak nazywa.
-Ile razy mam cie powtarzać !?! N..
-Nie nazywaj mnie tak !!-dokończyła Ana, przedrzeźniając mnie.
-Kiedyś cie zabiję-mówiąc to zrobiłam groźną minę.
-Hy, chciałabym to zobaczyć. Powiedz mi, jak będziesz gotowa, to po pocorn pójdę.-pokręciłam głową z dezaprobatą
-Jesteś nieznośna.-uśmiechnęłyśmy się do siebie i weszłyśmy na teren szkoły.
Przybliżę wam może ubiór obowiązujący na terenie gimnazjum dla Agentów;
Każda sekcja ma swój mundurek, ale każdy jest kuloodporny, ze specjalnymi schowkami na broń. W przypadku sekcji szturmowej dwa małe pistolety, schowane w okolicach kieszeni.
Wzięłam ubrania i poszłam wziąć prysznic po 20 minutach byłam ubrana i uczesana, chociaż w moim przypadku czesanie nie było potrzebne.
W gimnazjum (wiadomo o którym mowa) było kilka sekcji m. in. szturmowa, saperska lub kaskaderska. Ja miałam tą ''przyjemność" należeć do tej pierwszej. Szkolono mnie do zadań specjalnych, oprócz tego kilka sztuk walki i obowiązkowa umiejętność obsługiwania broni palnej. Co do włosów zasady były proste: włosy dłuższe niż za uszy nie były tolerowane. Dla tego też wyglądam jak chłopak, bo uparte nie chcą rosnąć. W sumie, gdyby były dłuższe, byłabym całkiem ładna. Przynajmniej tak twierdzi Ana. Właśnie, Ana. To moja najlepsza przyjaciółka. Poznałyśmy się jeszcze w gimnazjum. Zawsze zazdrościłam jej wyglądu. Wysoka, miała blond loki za łopatki i złote oczy. Takie same jak moje. Z tą różnicą, że moje włosy to nierozgarnięte kasztanowe kosmyki.
Zastanawiacie się pewnie, jakim sposobem ma długie włosy, skoro chodziłyśmy do jednego gimnazjum ? Otóż odpowiedź jest prosta: sekcja kaskaderska. Sama nie rozumiem, na czym polega różnica sekcji kaskaderskiej względem innych sekcji, która pozwala jej członkom na noszenie długich włosów. Po prostu chamstwo w państwie. Dobra, dość użalania się nad sobą. Wychodzę.
-Czekaj !! - dopadła mnie moja współlokatorka-pójdziemy do szkoły razem.
-Czemy nie.-Właśnie, zapomniałabym. Annie (bo tak brzmi jej pełne imię) jest już pełnoprawną Agentką. Tak, żeby być agentem, nie trzeba skończyć specjalnego liceum. Pełnoletnim też nie trzeba być. W sumie ja też bym była, ale uciekłam przed końcem roku.
-(...) Ale i tak czytali cię jako jedną z lepszych uczniów.- no nie powiem, pochlebiło mi to.(...)
-Haruhi!!- nie cierpię, gdy ktoś mnie tak nazywa.
-Ile razy mam cie powtarzać !?! N..
-Nie nazywaj mnie tak !!-dokończyła Ana, przedrzeźniając mnie.
-Kiedyś cie zabiję-mówiąc to zrobiłam groźną minę.
-Hy, chciałabym to zobaczyć. Powiedz mi, jak będziesz gotowa, to po pocorn pójdę.-pokręciłam głową z dezaprobatą
-Jesteś nieznośna.-uśmiechnęłyśmy się do siebie i weszłyśmy na teren szkoły.
Strój Haruki (bez butów)
piątek, 2 maja 2014
Prolog
Nazywam się Haruka, i po krótce wyjaśnię Wam moją historię.
Mój ojciec, dziad, pradziad, prapradziad i licho wie kto jeszcze od zawsze służyli jako Agenci.*
I ktoś, nie powiem kto wpadł na genialny pomysł, żeby jego córeczka również była agentem. Dla tego właśnie po skończeniu podstawówki, wysłano mnie do specjalnego gimnazjum dla agentów.
Oczywiście bez pytania się mnie o zgodę, NO BO PO CO ?!? Nie, żebym miała coś przeciwko, ALE MAM !!
Dla tego właśnie uciekłam. Wynajęłam mieszkanie z pieniędzy, które wzięłam z domu i od tego czasu rachunki są spłacane przez nieznanego człowieka(ludzi?). Prawdopodobnie moją matkę. Ona również była przeciwna mojemu pójściu do gimnazjum dla agentów.
Mieszkam tu już prawie pół roku, za 2 tygodnie mój pierwszy dzień w nowej szkole. Zapisałam się tam zaraz po przyjeździe, ale że był to środek roku szkolnego, postanowiłam zaczekać do następnego. To w sumie tyle.
*Agenci- ludzie zatrudnieni przez organizację B.T. w sumie to nie wiem, co oznacza ten skrót. Są jak policja, tylko, że płatni.
Mój ojciec, dziad, pradziad, prapradziad i licho wie kto jeszcze od zawsze służyli jako Agenci.*
I ktoś, nie powiem kto wpadł na genialny pomysł, żeby jego córeczka również była agentem. Dla tego właśnie po skończeniu podstawówki, wysłano mnie do specjalnego gimnazjum dla agentów.
Oczywiście bez pytania się mnie o zgodę, NO BO PO CO ?!? Nie, żebym miała coś przeciwko, ALE MAM !!
Dla tego właśnie uciekłam. Wynajęłam mieszkanie z pieniędzy, które wzięłam z domu i od tego czasu rachunki są spłacane przez nieznanego człowieka(ludzi?). Prawdopodobnie moją matkę. Ona również była przeciwna mojemu pójściu do gimnazjum dla agentów.
Mieszkam tu już prawie pół roku, za 2 tygodnie mój pierwszy dzień w nowej szkole. Zapisałam się tam zaraz po przyjeździe, ale że był to środek roku szkolnego, postanowiłam zaczekać do następnego. To w sumie tyle.
*Agenci- ludzie zatrudnieni przez organizację B.T. w sumie to nie wiem, co oznacza ten skrót. Są jak policja, tylko, że płatni.
Subskrybuj:
Posty (Atom)